Menu
Gildia Pióra na Patronite

11.01.2022r.(wtorek)

fyrfle

fyrfle

Stasia miała w Radiu Maryja swojego ulubionego Ojca Redaktora. O ile dobrze pamiętam pochodził z Kędzierzyna-Koźla. W ogóle, słuchając i oglądając ich codziennie, potrafiła scharakteryzować każdego z księdzy prowadzących, czy zakonnice. Czy nadawała im naturę boską, ubóstwiała? Co to, to bardzo nie! Nie przyszło by jej do głowy, w najczarniejszych snach, wielbienie tych ludzi, tym bardziej wypełnienie przekazu.

Mowisz, że teraz jest tam w tym radiu, taka stara zakonnica, która przeciąga dziesiątki różańca do dwunastek i kiedy po takiej wydłużonej dziesiątce modlący się, zazwyczaj starzy ludzie, chcą dać świadectwo swojego uwielbienia dla radia i wierności od początku jego istnienia, to ona wyłącza im mikrofon. No cóż. To efekt nimbu, jakim słuchacze darzą rozgłośnię. Pewnie wiele wiele ze swoich rent i emerytur im przesłali, więc ich niebiańskim szczęściem było dodzwonienie się, modlitwa i minuta świadectwa uwielbienia i wierności oraz szczęścia jakim im jest radio. Młode zakonnice są empatyczne. Rozumieją.

Przetwórnia Owocowo-Warzywna w Dziadowej Kłodzie i na przykład podobną w Żywcu. Boże Kochany! Jak te zakłady hulały! W Dziadowej Kłodzie, codziennie kolejka ciężarówek po wszelkie produkty, utrudniających ruch na tamtej ulicy. Niedaleko, na bocznicy kolejowej wagony, którymi przetwory wyjeżdżały do polskich portów, a stamtąd statkami płynęły na cały świat. Te beczki z ogórkami moczone na pewnej głębokości w stawie, że osiągały one jedyny taki smak i były na światowych stołach rarytasem pożądanym bardziej od kawioru, czy trufli. Ciekawe, czy kiedyś doczekamy się opracowań, dlaczego oni tamtą gospodarkę zniszczyli? Jak to się stało, że przerwano linie dostaw. Nie wierzę, aby nagle, po czwartym czerwca 1989 roku Egipcjanie, czy Kolumbijczycy, nagle stwierdzili, że nie smakują im polskie sałatki, bo nie są socjalistyczne. Jak oni to zrobili? Komu się przysłużyli? Niewidzialna ręka rynku? Bujać nie nas!

Rozbita flaszka na chodniku. To musiała być tragedia. Tak zwana pandemia przy wielkości tego kataklizmu, to zabawa w berka. Co robić? Uświadomienie sobie, że znikąd ratunku. Boże, jaki to ból bólów. Na kolana i zlizywać plamę na płytkach chodnikowych i stróżkę cieknącą na asfalt. Szybko wsiąka. Kostka brukowa nie gąbka. Raz, że wycisnąć się nie da, dwa, że - jak ją wyciągnąć spośród innych kostek. Kataklizm o tragedii, której skali nie sposób opisać, której bólu nie da się wyrazić. Ból smutku i złości, które mogą spowodować lawinę złorzeczeń i nie jedną schizmę. Od Kościoła, od rodziny, bo samo olśnienienie na pewno nie przyjdzie, że proroctwo, że Anioł Stróż się wkurzył, że trzasł flaszką posłan od Boga, że czas skończyć, że teraz trzeba dać życiu życie, Bogu cnoty.

I tak dochodzimy do rozważań, w których wychodzi nam, że tych największych moczymord wiejskich, to zostało kilku. Że ostatnio umierali "czwórkami". Chciałoby się, aby nie było ich następców. Chciałoby się, aby gwar zza sklepu nie był słyszalny z kilkuset metrów. Chyba raczej tak nie będzie. To tak niestety działa, chyba genetycznie. Jedno piwo i coś się uruchamia albo przestawia w mózgu i jesteś człowieku ugotowany. No jesteś. Ale czego wobec tego decydujesz się być z kobietą? Niszczyć jej życie? Mieć dzieci. Czemu wolisz kumpli nie dom? Tu już żadnego usprawiedlieienia nie ma. Gnij sam. To jesteśmy my rodzice i dziadkowie obowiązani im wpoić, a ugruntowywać ma szkoła i kościół - pijesz, nie masz prawa do kobiety, do rodziny.

Tak skończyliśmy wieczorny spacer. Potem była noc pełna koszmarnych snów, ale ranek z bajkowym wschodem słońca, którego to dzisiaj już raczej nie będzie, niestety zachmurzenie. Zachmurzenie, które trochę hamuje zapędy zimy. Nie będzie więc dzisiaj świeciło słońce. Lubię jak jest śnieg, mróz i jest słonecznie. Patrzę wtedy przez zachodnie okno jak ciepło powoduje topnienie śniegu. Jak coraz bardziej odsłania trawę pod koroną mirabelki. Jak w miejscu, gdzie śnieg ustąpił, zaraz zlatują się kosy, cukrówki, wrony, wróble i rozpoczynają żerowanie. Rezygnują wtedy od razu z pokarmu wegańskiego, który serwujwmy im: my i sąsiadka. Weganizm? Dla mnie niebezpieczna ideologia, wręcz zdecydowanie opowiadam się za opcją określenia - wynaturzenie. Mocne, bo mocne, ale takie ma być to zdanie.

Skończyłem czytać autobiografię Pilcha, a zacząłem czytać DUKLE Stasiuka. Obaj panowie nie z mojej parafii, ale piszą cudnie. Ciekawe, czy po prawej stronie są pisarze tak barwni i tak porywająco piszący? Bez zahamowań piszący o manowcach katolicyzmu, rodziny, kapitalizmu, kleru? Których książki się nie tyle, że "połyka", ale studiuje, jak to robię ja, czyniąc zapiski, pisząc o nich felietony, czy czerpiąc wenę i pisząc opowiadania, których iskra zapalająca je była w zdaniach jednego i drugiego.
Długi dzień dzisiaj i obfity treścią. Dni coraz dłuższe, tylko czasu wciąż mniej. Tak. Zdrowemu człowiekowi doby mało. Czasem zdrowy człowiek ma pretensję o sen. Zdrowy człowiek chce działać. Zdrowy człowiek nie chce spać. Chce, żeby się nie męczył. Energia go roznosi. Zrobił by wszystko i jeszcze więcej. Po co mu noc? Pretensje ma, że zachodzi słońce. Że kończy się działanie. Zdrowy człowiek. Nic więcej.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!