Przypominam sobie spotkanie w których paliliśmy do upadłego,podczas gdy nagie ciała spełniały zachcianki spragnionych dusz...
Po wizytach w salonach,nieraz przegrani wracaliśmy,zaczynałeś zawsze od jednego,namiętnie wplotując w poplątane od wiatru wlosy swoje dłonie.Otwierając piwo na ostatnią chwile kupione odpalając to co zabronione. Muskając szyję zdejmować bluzkę zaczynałeś,wtulona w twoję ciało zaciągałam sie nim oddając go tobie. Trwaliśmy tak do rana,odwoziłeś do domu ja do szkoły pare godziń,praca po niej,wieczorem znow to samo... Żyłam przy tobie bez snu,i to chyba ty byłeś moją milością.