Pewnego dnia nauczę się francuskiego i wyprowadzę się do Paryża. Zrobię doktorat i tatuaż na żebrach. Będę łapać płatki śniegu na język i używać przezroczystych parasolek. Będę nosiła kolorowe buty i długie płaszcze. Nigdy nie przerzucę się na inne okulary niż okrągłe. Będę piła słodkie latte, skakała przez kałuże, cieszyła się z kolorowych liści. Czuła wolność, że wiatr targa moje włosy. Będę udawała że życie to musical. W moim mieszkaniu będą pasujące talerze. Może postawię na białe ściany i duże okna.
Gdy zmywałaś naczynia, powiedziałaś mi coś, czego długo nie zapomnę. Powiedziałaś że to nieprawda, że życie nas weryfikuje. Życie wybieramy sobie sami i to my decydujemy, czy przystaniemy na ograniczenia. Gdy powiedziałam ci o moich marzeniach, ukrytych w duszy daleko na dnie, powiedziałaś, że mam pracować tak ciężko, żebym pewnego dnia przechadzała się po francuskich ulicach. Zawsze myślałam o tym, jako o niemożliwym pragnieniu. Jednak ty otworzyłaś mi te drzwi. Tak naprawdę stwierdziłaś, że jestem w stanie to zrobić. I nawet jeśli mi się nie uda, będę czuła wdzięczność.
Zupełnie nie chodzi tutaj o miejsce, myślę, że najpiękniejsza jest mądrość mamy, która dodaje siły i wiary do realizacji marzeń dziecka. Nie podcinać skrzydeł, to po pierwsze. I wspierać, wspierać i jeszcze raz wspierać. Taka jest rola rodziców. Pięknie napisane ! 🙂