Menu
Gildia Pióra na Patronite

Miasto trupów.

Otwieram oczy. Widzę nowych ludzi. Powinnam się ich bać. Będą do mnie mówić. Mogę ich nie zrozumieć. Mogę nie mieć sił odpowiedzieć. Ale nie odchodzę. Nadal trwam. Czekam. A mogę się przecież nie doczekać. Ryzykuję. Mogą mnie przecież skrzywdzić. Ale co to za życie bez krzywdy. Jestem wśród tłumu. Chyba bardziej samotna niż zwykle. Ale o taką samotność dziś chodzi, takiej samotności dziś szukałam. Może ślepo trwam, że ktoś potrząśnie mi duszę, jeśli jeszcze gdziekolwiek ją mam. Patrzę. Analizuję, choć mówili, że to najgorszy sposób na spędzenie wieczoru. Obserwuję. Jestem jak rentgen, tylko z tłumikiem. Alkoholizuję się, choć przecież to takie nie podobne do mnie. Piję, ale nie czuję zmian, nie jestem szczęśliwsza, odważniejsza, skora do żartów. Jedyny kontakt z rzeczywistością to kiwnięcie głowy na znak, że odpowiadam to suche cześć do tych zasadniczo obcych ludzi. Do tych, którzy prócz mojego imienia nie znają nic co ze mną związane. Nie zawiązuję nowej znajomości. A może powinnam. Dla rozrywki, dlatego by się nie nudzić. Bo jak mam znaleźć cokolwiek skoro nie szukam. Słaby ze mnie poszukiwać skarbu. A może sama mam się za skarb, który należy znaleźć, którego należy szukać. Cokolwiek, nadal na tej samej kanapie. Drink się nie zmienia, sok nadal ten sam, a wódka bliżej mi nie znana. Ale kogo to obchodzi. Obserwuje, choć wiem, że to jeszcze bardziej mnie wykańcza. Widzę upojone modelki szukające szczęścia, wygiętych rurkowiczów szukających tych modelek. Wszedł elegancik podbił do baru, już gin z tonikiem pije. Nadal siedzę, nawet pozycji nie zmieniam, chociaż ręka na które podpieram jestestwo już całkiem zdrętwiała. Czuję ból, upajam się myślą, że cokolwiek czuję. Szklanka pusta. To zły znak. Powinnam wstać. Ale jeszcze chwile, jeszcze sekundę będę chłonąć to co obok mnie, co tak bliskie ciała, a jak dalekie duszy. Śmieje się w myślach. Pacjenci imprezy zaczęli terapie. Wszystkim zaczyn się podobać. Mnożą się. Tlenu coraz mniej. Wstaję. Szklanka przecież pusta. Ilość spragnionych przeraża. Tłum, który nazwać powinnam kolejką tak wielki. Ale walczę, mam przecież duszę zwycięscy. Znam barmana. Ale to nie pora by wykorzystywać znajomości. Stoję, nadal obserwuje, ale mnie intensywnie. Zagadali, drink na blacie stoi. Nie mój sok, nie dla mnie. Nie po to tutaj stałam. Odchodzą, bo nie wychyliłam się z odpowiedzą. Muzyka przecież taka głośna, mogłam nie słyszeć. Mogłam. Nadal stoję, dokonuję zakupy. To ostatni drink. Już nie mam czego obserwować. Bardziej zwierzęcy, niż zdawali mi się na początku. A alkohol miał mnie nastroić na dobry wieczór. Frustracja jeszcze większa. Bo miało być a nie jest. Siadam, wstaję. Jak poparzona. To już definitywnie nie miejsce dla mnie. Wychodzę, łapie tlen, którego nie było w środku. Rozmawiam z kimś, nawet się nie męczę. Może to ten drink, może zadziałał jak powinien. Dochodzi czwarta, a ja zdecydowanie nie zmęczona. Chyba, że znudzenie jest częścią męczeństwa. Obcasy już za wysokie jak na moje predyspozycje. To już nawet nie obcasy, a szczudła. Jakby ich wysokość potęgowała się po każdym drinku bardziej, bardziej. Łydka napięta do granic możliwości. Nie stój za mną. Może eksplodować. Zbieram się. Z wszystkim co zabrałam ze sobą, z wszystkim co zdołam zabrać stąd. Ląduję w łóżku. Po co mi to wszystko było. Nie jestem bogatsza o gram nadziei. A może jej jeszcze nie czuję. Tętno wysokie. Alkohol błądzi po moich żyłach. Niech błądzi, czuję że żyje. Zasypiam. Snów nie pamiętam. Czy wyjdę znowu? By szukać, ale tak biernie. Zapewne, bo miasto trupów przyciągać będzie wiecznie.

21 003 wyświetlenia
429 tekstów
2 obserwujących
  • Gaia

    12 September 2012, 20:02

    No coś Ty. Gdybym nie chciała, tobym nie czytała. Więc przepraszać nie masz za co.
    I jeszcze - znam ten klimat weny, co dopada choć chce się innego. Na to akurat rady nie ma. Serducho pisze co mu tam gra. I na przekór wszystkiemu miłego wieczoru życzę :)

  • 12 September 2012, 19:56

    Niestety, wena jest czasami przytłaczająca.
    Przepraszam jeśli ukradłam minutę Twojego szczęścia.
    Pozdrawiam!
    agoraa

  • Gaia

    12 September 2012, 16:09

    "..By szukać, ale tak biernie. Zapewne, bo miasto trupów przyciągać będzie wiecznie..."
    Smutny wniosek, choć prawdy w nim wiele. Samotnośc dokucza bardziej w tłumie. Zwłaszcza jak w tym tłumie tak naprawdę nic nie kręci. A miało. I przywoływać będzie znów. Szukamy siebie i swojego miejsca w miejscach przedziwnych. Tak stwierdziłby ktoś, kto pierwszy raz wylądował na Ziemi. I próbował zrozumieć.
    Opowiadanie przeczytałam jednym tchem. Piszesz językiem ciekawym w odbiorze.
    Temat również przyciąga uwagę. Tylko qurczę smutas mnie ogarnął. Po.
    Ale taki chyba był cel. Pozdrawiam :)