Jestem tu, gdzieś na granicy tego co było, a tego, czego pragnę i do czego dążę. Potrzebuję jakiegoś impulsu, czegoś, co popchnie mnie do dalszego działania. Mam poczucie jakiejś misji, które jednak z dnia na dzień słabnie. Czuję, że to, co do tej pory udało mi się zbudować, za chwilę runie, pozostawiając po sobie uczucie ogromnej pustki i żalu. Czuję się rozdarta i niepewna. Mam mnóstwo planów, cegiełek, które chciałabym postawić, ale brak mi odpowiednich fundamentów. Pragnę czegoś niezwykłego, niewyobrażalnego, co nie do końca jestem w stanie nazwać. Nie jestem już sobą, nie jestem tą mną, którą byłam do tej pory. Straciłam chyba poczucie ciągłości. Straciłam tę część siebie, która zapewniała mi spójność, łączyła wszelkie sprzeczności i czyniła mnie tym kim byłam. Czas działa na moją niekorzyść, wpycha w sztywne ramy, z których nie jestem w stanie się wydostać. Być może sama sobie stworzyłam tę granicę, próg, którego nie mogę przekroczyć. Zbudowałam go z własnych słabości, lęków, nieprzespanych nocy. Muszę zrobić pierwszy krok. Potrzebuję kogoś lub czegoś, co da mi siłę do dalszego działania. Potrzebuję czegoś, w czym będę mogła się zatracić i jednocześnie nie zagubić, by w razie potrzeby zawsze odnaleźć drogę do wyjścia.
Dążąc do celu, uzyskujemy odpowiedzi, umożliwiające nam osiągnięcie go. Czasem tylko potrzebny jest ktoś, kto popchnie nas we właściwym kierunku.