11.03.2021r(czwartek)
Jakkolwiek byśmy uporządkowali swoje życie, to przychodzi moment, w którym los robi swoje i wyrzuca nas na zakręt, na wybój, na wzburzone głębie, które są kipielą nienawiści, prymitywnych instynktów, które karmiąc życie w nienawiści potrzebują się oczywiście nami pożywić, traktując nas bezwzględnie w swoim niszczycielskim amoku. Zwalczanie tych fatalnych składowych losu, czy też porządkowanie ich, ustawianie ponownie w bezpiecznym dystansie kosztuje bardzo wiele energii. Najpierw wzbudza się kontragresja, ale zaraz okazuje się, gdy nieco opadnie gniew, że dusza i ciało są skopane. Boli bardzo i trzeba jeszcze jakieś niesamowite zapasy szczęścia wykrzesać, aby nie pogrążyć się w lęku, beznadziei i poczuciu winy, bo o to chodzi nienawiści, która nie umiała przekształcić się w refleksję i życie swoim życiem. Pozostała niestety i chyba pozostanie nienawiścią do końca swoich dni i będzie żyła fałszywą refleksją przeszłości, którą co jakiś czas będzie chciała zrujnować nasze szczęście. Przy okazji prób zniszczenia mojego, naszego szczęścia zniszczy wiele jeszcze w wielu, w tym tego kto niby jej najważniejszym, dla którego porzuciła szczęście swoje i tego kto tak naprawdę powinien być zawsze na pierwszym miejscu.
Na wczoraj, na godzinę dwudziestą drugą, to było prawie trzysta odsłon, w tym nawet roboty interesują się co ja piszę. W tych trzystu odsłonach jest właśnie przeszłość, która karmi swoją nienawiść moją teraźniejszością. Nie ukrywam, że dobrze ją dokarmiam, bo piszę dużo o swoim szczęściu jakie zaznaje tu teraz i Z. Przeszłość karmi się i daje mi informuje mnie, że nie wyraża zgodę. Że mam być nieszczęśliwy, że mam żyć w poczuciu winy, w chorobie i w powszechna aura nienawiści powinna mnie otaczać i smagać ciągle jak włosienica. Taka akcja rodzi reakcję i pośrednicy czynienia mi bólu pewnie już dzisiaj skomlą.Będąc krwią z krwi są tak samo narażeni na samookaleczenia na duchu. I tak to pewnie się skończyło. A my żyjemy. Szczęście zawsze pokona nienawiść i tyle. Przy okazji tego wszystkiego wychodzi po raz kolejny prawda o fałszu jakim jest zastępowanie szczęścia trwaniem. Szczęście to czynienie sobie wzajem radości, trwanie to pielęgnacja czyichś pomysłów na naszą stagnację.
Wielu ludzi i wiele instytucji powołanych przez ludzi winni są nienawiści. W imię jakiś istot lub bytów, które umiejscowiają ponad człowiekiem tworzą chore zasady istnienia współistnienia ludzi, w imię których to zasad ludzie mają żyć nieszczęśliwi. To chore i tyle, dlatego następuje konieczny zmierzch takich ludzi i tych instytucji wymyślonych przez ludzi nienawidzących szczęścia i koniecznych zmian, które muszą być, jeśli relacje międzyludzkie to nie jest szczęście. Tak bardzo tak wielu próbuje mnie dźgać tymi zasadami, a ja odpowiadam, że ktoś kto zobowiązał się być zastępcom i następcom na ziemi Boga, to ma obowiązek czynić życie człowieka szczęśliwym i tyle. I ma obowiązek karcić tych, którzy powołują się na błędne interpretacje, ma obowiązek powiedzieć - uznaje je za nieważne i idźcie do diabła propagatorzy łez, a nie łez ze szczęścia. Coraz bardziej jesteśmy dalej, coraz bardziej oddalamy się, coraz bardziej jesteśmy samowystarczalni w szczęście, coraz bardziej widzimy, że wciąż ci sami i to sprzedają nam razy batami przeróżnych form skundlenia i bezmyślnego posłuszeństwa. Odsyłamy ich do diabła i jesteśmy szczęśliwi. Diabeł pewnie też. Problem w tym, że odsyłamy często do diabła diabła i robi się ciasno gdzieniegdzie, ale przestrzeń szczęścia poszerza się i zyskuje niesamowite kolejne możliwości. Kochasz. Jesteś kochany. Masz dom. Środki na chleb, omastę i wino w popiątek, siły na wędrówkę po górach. I odkrywasz, że ci handlarze odpustów i trenerzy cudownych sylwetek ciał w zdrowiu, to diabły i nagle eureka - jak cudnie mieć gdzieś i być gdzieś gdzie się chce być z ukochaną osobą. Początek i koniec EWANGELII sobie wyprorokowałeś i idziesz za nią. Idziecie, trzymacie się za ręce. Jej dłoń prawa, twoja lewa.
No właśnie. Nie da się ukryć, że posty nakazane i brak zabaw hucznych się wytańczyły. Człowiek myślący domyślił się na podstawie analizowania doświadczenia, że nie da się zaspokoić sytości, spokoju i radości opowieścią o czymś nieokreślonym, relacją z Kimś kiedyś, a tutaj każda chwila i ruch ma być wykonany taak jak go zaplanowano. Na to zgody w wewnętrznym człowieka proroku już nie ma. Jeśli chce spotkać na swojej drodze anioła, to z kielonkiem. Jeśsli spotyka Boga, to mówi mu - w tym i tym aktualnie zmieniam ludzkość na dobre, potrzebuję tego i tego. Taki mówi prawdę ze serca i dostaje co prosił. Instytucja taka czy inna podszywająca się pod Boga w tym czasie liczy zyski. Zysk niestety nie przekłada się na postęp szczęścia,czyli choćby zdrowia ludzi. Zawsze najważniejszą jest instytucja, a nie ma pozycji służebnej. Nie ma naplucia w dłonie, potarcia nimi i zakasania rękawów i pracy. Są papiery, są doktoraty, piach w tryby radości. U myślącego rodzi się konstatacja, czyli słowo WŻER. Wżer żre i może pożreć. Dlatego teraz pójdzie gdzieś, gdzie najpewniej włączy płytę na przykład Love Over Gold zespołu Dire Straits i za chwilę uniesie go suita Marka Knopflera Telegraph Road. Tak, a potem na mocy tego ducha z Ducha warto poprowadzić wewnątrz porządki wynikające Prvate Inwestigation, a na finał dostanie się Love Over Gold.
Słucham, lecę i wielbię za to, że tak bardzo się cieszę, że rano, że popołudniu, że na noc nie muszę już już wyruszać w drogę, która już dzisiaj 5G nad słupami próchniejącymi w tak stukania dzięciołów. Nie muszę już jechać drogą z mojego strachu i potu, na końcu której zysk. I tak bardzo bardzo mi smutno, że wciąż Ciebie muszę żegnać przed świtem, o świcie, przed wschodem i o wschodzie słońca, która wyjeżdżasz po zyski i cele. Dlatego tak bardzo tęsknię, tak bardzo u jej kresu cieszę się, tak bardzo szczęśliwy tak mocno mocno przytulam Ciebie i tak radośnie śpiewam dzień i w takiej ekstazie słucham pieśni ust Twoich od pocałunku do pocałunku, kiedy zanosisz arie ludzkości śniącej obcych sny, nawet, gdy upajają się malachitowym nurtem Koszarawy. A potem eksplodujemy miłością ponad złoto i żółć, na mocy gąszczu płatków forsycji pijących z kielicha gwiazdy betlejemskiej bordowe wino. Pijemy wino, które ważymy codziennie i upijamy się tym perpetum mobile. W nim rozkosznie zasypiamy, a potem świt ponownie wypędzi nas na arenę, a my gladiatorzy miłości nad złoto przekręcimy losowi kciuk ku światłu każąc mu patrzeć, czyli "tańcząc wyważymy zamknięte drzwi". Amen.
Autor