Menu
Gildia Pióra na Patronite

07.01.2017r.

fyrfle

fyrfle

Dzień jest od rana piękny. Cudowna Polska zima. Od pierwszych chwil dnia świeci mocne, jasne i radosne słońce. Lśni się dzięki promieniom słonecznym choinka i jaskrawieją na niej wszelkie ozdoby - emanują wręcz swoim gwiaździstym światłem, porażając mocno zmysł wzroku, ale jednak patrzymy w nią jak zahipnotyzowani.

Bodajże w czwartek wpadłaś na pomysł powrotu do starej tradycji polskich gospodyń i po prostu zaczęłaś robić swojski makaron z mąki i jajek, tak jak Bóg przykazał. To nie jest łatwa praca - to jest ciężka praca - wygniatanie makaronu, a potem rozwałkowywanie go na cienkie płachty, z których robi się paski lub zwija w rulon i takie kroi się nożem. Wyszedł bardzo dobrze - ten wspaniały zapach, ta wspaniała giętkość i ten niepowtarzalny - jedyny smak. Tak więc w sobotę popołudniu na obiad zajadaliśmy się przesmacznym rosołem z wołowiny i ze swojskim makaronem, jak też surówką z kapusty pekińskiej i jabłek, klasycznymi polskim ziemniakami oraz rewelacyjnym schabowym ze świni polskiej białej zwisłouchej. Tak pokrzepieni aromatami, smakami i wyglądem tych dań, wypiliśmy jeszcze klasyczną angielską mocną herbatę, po czym ubraliśmy się w grube skarpety, spodnie dresowe i wycieraki, ze dwie grube podkoszulki, golfy, polary, szaliki, grube zimowe kurtki, grube czapki i rękawiczki oraz bardzo ciepłe buty i wyszliśmy na pole, pospacerować w słońcu na czternastostopniowym mrozie, po śniegu , którego w ostatnie dni napadało z pół metra. Mieliśmy obawy czy w polach nie będzie go znacznie więcej i czy w ogóle chodzenie będzie możliwe. Nasza ulica była dobrze odśnieżona. Po bokach drogi, a przy płotach leżały zwały zmarzniętego śniegu. Zaraz usłyszeliśmy pod stopami charakterystyczne chrupanie zmarzniętego bardzo mocno śniegu. Oboje spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się - tego nam było trzeba, to jest ta aura, której tak mocno oczekiwaliśmy od kilku lat, a więc silny mróz, słońce i jasno świecąca biel śniegu. Kiedy minęliśmy zabudowania i ostatnie płoty, to ucieszyliśmy się jeszcze bardziej, bo tam gdzie zamierzaliśmy iść, to ktoś jeździł skuterem śnieżnym i w ten sposób mieliśmy drogi przetarte. Mimo grubej pokrywy śnieżnej, ponad biały skrzący puch wystawały łodygi trawi i ziół z zasuszonymi kształtnymi kwiatostanami, tak więc, cieszyły nasze oczy kępy kupkówek i wiechlin. Twardo stały na posterunku piękna bujne i rozwiane głowy krwawników, wrotyczy i rumianków. Jak armia chińskich terakotowych wojowników, zwartymi szeregami stały pokrzywy i mięty. Nie pocieszeni byliśmy jednak tym, że słabym tłem były panoramy gór, które niknęły w szaro - burej konsystencji przysłaniającej ich panoramiczne malarskie piękno. Powoli schodziliśmy do doliny, w której pomiędzy olchami, lipami, leszczynami, bukami i dębami wił się malowniczy potoczek, który spływał sobie tutaj z niedalekich gór, jak zresztą wiele innych rozsianych po tych terenach pełnych mocy żywej natury. Stanęliśmy na mostku i podziwialiśmy go, teraz kompletnie skutego lodem i w dużej części zasypanego śniegiem. Wcześniejsze wichury połamały kilka olch i ich zmasakrowane konary spoczywały na brzegach i w nurcie, znacznie urozmaicając zimową aurę tego tak lubianego przez nas miejsca. Potok płynąc tutaj przez tysiące lat, wytworzył mnóstwo zakoli i wyżłobił dość wysokie i strome brzegi, które teraz pokryte zostały setkami cieniutkich sopli lodu, że widok był naprawdę ekscytujący, iż zdecydowałem się przejść do niego bliżej w bardzo głębokim śniegu, ale naprawdę warto było podejść, potem zatrzymać się i napatrzeć. Przez dziesiątki lat wzdłuż potoku wyrósł jakby mini las, który jest miejscem życia licznych zwierząt - ptaków, zajęcy, saren, bażantów, dzików czy jeleni.
Napatrzywszy się , nacieszywszy się potokiem i naładowawszy się mocą piękna poezji jego, jęliśmy powoli wspinać się w krainę leżącą po przeciwnej stronie potoku, czyli szliśmy dalej na południe. Za przypotokowym lasem zaczyna się kraina pól uprawnych i dzikich chaszczy powstałych w wyniku tego, ze część ziemi uprawnej została porzucona przez gazdów. Zarosły więc dzikim winem, jarzębinami, kalinami, głogami, dzikimi różami, a nawet jabłoniami, czereśniami i wiśniami. Jest to miejsce teraz intensywnego gniazdowania ptactwa i żywota wszelkich ssaków. Od razu rzuciły nam się w oczy tropy zwierząt, których było bardzo dużo i co jakiś czas widzieliśmy rozkopany śnieg, pod którym bracia mniejsi szukają pożywienia. Zauważyliśmy ślady bażantów, kuropatw, zajęcy , saren, dzików i nawet wielkich kopyt jeleni. Na pobliskim wielkim i wysokim dębie gniazdują jastrzębie, które w tych warunkach pogodowych mają jak na dłoni wszelką zdobycz, tak więc polowanie i zdobywanie zatem pożywienia, jest dla nich dziecinnie łatwe.
Powoli zachodzące słońce, mocnymi i jaskrawymi promieniami przebijało się przez zarośla, uwypuklając czerwień owoców róż i kalin. Widok to zaiste poetycki, a i natchnieniem byłby dla malarza i fotografa, jak i myśliciela pewnie. A tymczasem na wschodzie, już dość wysoko na nieboskłonie, wędrował księżyc w pierwszej kwadrze i razem ze słońcem, górami i śnieżną pustynią stanowili o wielkości i pięknie tego popołudnia. Zatrzymaliśmy się na chwilę i wchłanialiśmy w siebie ich piękne współistnienie. Takie momenty naznaczają nas, tworzą w nas mieszkańców tej ziemi, jedynych i niepowtarzalnych, a to miejsce jest naszym miejscem. Tym, które zawsze jest nam najważniejsze i najpiękniejsze, którego nic w świecie nie jest przysłonić i którego na nic w świecie nie można zamienić, zresztą pewnie nie wolno tego zrobić.
Idziemy powoli po śladzie skutera śnieżnego, a roślinność gęstnieje. Przelatuje przed nami pierwszy ptak, którym jest kos. Usiadł na gałęzi głogu, ale słysząc głośne skrzypienie śniegu od ciężaru naszych ciał, decyduje się odlecieć dalej , tam gdzie są wyższe drzewa i nie będzie nas, którzy przynieśliśmy mu niepewność. Kilkanaście kroków dalej i podrywa się kilka bażantów ze śniegu i lecą tam gdzie jest zacisze i bezpieczeństwo gąszczu tarniny. Kroczymy dalej, tam gdzie gąszcz krzewów, drzewek i ostrężyn przechodzi w mini lasek olchowy, w którym jest duży karmik dla ssaków i ptaków. Wiedzie do niego z różnych stron wiele wydeptanych ścieżek. Stale gałęzie tych olch i wierzb okupuje kilka bażantów, czekając na pożywienie, które donoszą w to miejsce ludzie. Dzisiaj też są i na nasz widok z krzykiem odlatują w pobliskie wysokie dęby i buki, rosnące wzdłuż drogi wojewódzkiej. Zrywa się też sroka, ale ona płaskim lotem lawiruje miedzy gałęziami drzew i wysoko wijącymi się jeżynami i chowa się przed nami, pd konarami jakiegoś przewróconego przez wiatr drzewa, które wraz ze śniegiem tworzą dziś swoisty labirynt, w którym może być cicho i bezpiecznie.
Kończy się ten mini lasek, a po prawej stronie zaczyna pole. Na przeciwko nas jest droga asfaltowa, a za nią otulona śniegiem , kuli się kapliczka na tak zwanej Foksowej Kępie. Przypomina mi się wspaniały profesor Wiktor Zin, który na pewno pięknie by ją namalował i jeszcze opatulił ją tym jedynym, niezapomnianym, wciągającym komentarzem, które to komentarze, tylko on potrafił tak pięknie snuć, o tych wspaniałych polskich przydrożnych kapliczkach, bez których trudno wyobrazić sobie tą cudowność jaką jest Polska.
Teraz skręcamy w prawo na zachód. Kończy się nam szlak skuterowy i musimy iść przez półmetrowy śnieg i czasem zaspy. Sadzisz susy jak kozica górska, a ja jakoś posuwam się krok po kroku. Nagle przed nami z lasu wzdłuż wojewódzkiej drogi wybiega kilka saren i biegną w gąszcz na północ od nas. Cieszymy się ich widokiem, przystajemy na chwilę i podziwiamy ich zgrabne susy i bardzo precyzyjne, bo każda następna sarna biegnie dokładnie po śladach tej pierwszej. Wreszcie dochodzimy do kolejnej polnej drogi, położonej znacznie wyżej i cieszymy się, bo tutaj ktoś jechał jakimś ciężkim samochodem i są ślady po których w miarę komfortowo możemy teraz iść z powrotem, czyli tym razem na północ. Tutaj jest tez wiele ludzkich śladów, a więc spragnionych spacerów ludzi jest więcej. No i zaraz mamy tego potwierdzenie, bo daleko przed nami majaczą nam sylwetki dwojga spacerowiczów. Rozglądamy się dookoła po pasmach górskich, ale dzisiaj nie widoczne są Pilsko, Rysianka czy Skrzyczne. Zakrywa je ciemno - mleczna ściana. Przypuszczamy, że jest to mieszanina smogu, mgły i chmur. Powoli idziemy i delektujemy się końcówką zachodu słońca, a wraz z nami czyni to tych dwoje, którzy wędrują w przeciwną do nas stronę. Idąc spokojnie, ostrożnie, a zatem bardzo powoli, dochodzimy ponownie do doliny w której króluje wstęga wody potoku. Tutaj wielkie wrażenie na nas robią wielkie krzewy łopianu, które mocno wyposażone w charakterystyczne rzepy, tworzą swoisty klimat tego miejsca - jakby zestaw choinek o jedynym takim przystrojeniu jakimi są też jeżowate kuliste rzepy. I znowu patrzymy na zamarznięty nurt potoku, który w tym miejscu jest dość szeroki i bardzo kręty. Pęknięcia w lodzie sprawiają, że słyszymy jakby ciche kwilenie, a to woda pod skorupą lodu spokojnie płynie sobie , powoli zmieniając kształt rynny potoku - ziarnko po ziarnku wyrywa oparcie korzeniom drzew.
Wychodzimy z doliny tuż wyżej i mamy przed sobą panoramę powiatowego, kilkudziesięciotysięcznego miasta, a nad nim jakby zawieszona czarna płachta, szeroka na kilkanaście kilometrów i wysoka może gdzieś do półtora kilometra. To jest smog. Codzienność, którą dolegliwa jest nawet dla tutejszych, którym chrypka utrzymuje się przez cały rok. Zastanawiamy się, czemu tutaj wzorem innych miast nie ma darmowej komunikacji miejskiej, czemu nie jest tak, że do miasta raz mogą wjechać auta o nieparzystej końcówce rejestracji, a raz te o parzystej? Czemu rajców powiatu i miasta, to kompletnie nie obchodzi? Bo skoro nie ma żadnych decyzji, to nie obchodzi. Czemu jest tak, że państwo nie ma programu wsparcia ludzi, aby zmienili piece na ekologiczne? Czemu nie ma opracowanych filtrów na kominy i tęż czemu nie ma dopłat do takich filtrów, które można by montować na kominach? Wiem, faktycznie ważniejsze jest teraz 500 plus i mieszkania czynszowe oraz choćby program budowy hospicjów i domów opieki na ludźmi starymi, ale do tematu smogu trzeba też będzie powrócić za kilka lat. A i tak na szczęście życie jest piękne i stale emocjonujące, no i przede wszystkim pełne miłości, że tylko żyć pełnią możliwości człowieczeństwa, w połączeniu z naturą.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 12 January 2017, 14:34

    a co z ''wycierakami'' Mirosławie

  • fyrfle

    12 January 2017, 12:46

    Dziękuję Natalia i żałuję, że tak małó jest tutaj śladów obecności pod tym tekstem innych, tylko za to , że ma się taki a nie inny nick, że się jest sobą na swój sposób.

  • 9 January 2017, 13:32

    Świetnie opisałeś ten świąteczny czas skrzypiącej wędrówki Mirosławie , niezwykle malowniczo i barwnie , poczułam się tak jakbym razem z Wami brnęła po śladach skutera w nieznane i ten makaron , fakt , żadna pasta al dente mu nie dorówna , tylko te ''wycieraki'' to po naszemu walonki , czy też jakiś inny rodzaj buta , oświeć mnie proszę . Mógłbyś więcej tego rodzaju opisów wrzucać , tyle pozytywnych wspomnień przywołują w wyobraźni , aż dech zapiera .
    Pozdrawiam ;)