Menu
Gildia Pióra na Patronite

Niewidzialna zjawa.

Czym tak na prawdę jest miłość - pomyślała. To to, co wiąże nam serca, kradnie rozum. Jest przebiegła, gorzej niż znienawidzona koleżanka z klasy. Dwulicowa, bardziej niż te rudowłose od których wyzywano mnie w podstawówce. Rani. Wraz z nią jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, bez niej świata już nie ma. Pozostawia oczy, ale nie pozwala już widzieć. Nic nadto w czym zamieszkała. Nic ponad błysk jego oczu. Pozostawia uszy, ale odbiera zdolność rozróżniania tonu. Słyszymy zasadniczo to o chcemy słyszeć. Czujemy jak przychodzi. Jak diametralnie wszystko zmienia. Lecz tak trudno jednoznacznie określić moment w którym odchodzi. Podobno, wtedy kiedy zaczynamy analizować kończy się to wszystko czym zdaje się nam ją nazywać. Kiedy puka do naszego zimnego serca, nawet brak odpowiedzi jest znaczący. Rozpala zmysły, nawet gdy nie jest odwzajemniona. Pobudza namiętność, może nawet zabije mocniej to co zaczęłaś nazywać kamieniem. Nie wiem czym jest. Czym powinna być. Mogę jedynie wspominać czym zdołała mi się przedstawić, czym wydawała mi się być. Przyszła, choć nie dałam ogłoszenie. Pukała, choć w tamtym wieku jeszcze nie powinna mieć do czego. Ale ona podobnie jak śmierć nie pyta o wiek. Nie daje możliwości wyboru miejsca, czasu, tej jedynej chwili. Przychodzi, ma darmowe połączenia - nie straszne jej kilometry na mapie. Jej licznik nie ma końca. Czy chcesz czy nie jest, była i będzie. Bez niej nie byłoby niczego. Z nią człowiek się uśmiecha, bez niej tworzy - bo tylko ona tak rani. Tylko jej blizny tak długo się goją. Wraz z nią jesteś nieśmiertelny, bez niej doświadczasz swych słabości. Możesz mówić, że już nie czujesz, że już nie wierzysz. I rzeczywiście tak może być. Pozostawia spustoszenie duszy. Jednak czy tego chcesz czy nie, będzie za rogiem. Będzie w sercach Twoich przyjaciół, w oczach matki, w Twoim odbiciu gdy dzień będzie bardziej ponury niż zwykle. Przychodzi niczym niezapowiedziany gość, a Ty pomimo braku ekwipunku wystawiasz się jak na kolację w Wersalu. Nie pyta czy czasu Tobie starczy. Czas przestaje mieć znaczenie. Wszelkie zasady, które zdawało się Tobie pielęgnować upadają. Stłuczą się niczym to cienkie szkło z którego udało im się wyprodukować kieliszki do szampana. Nie będzie już czasu na przemyślenia, za to będzie go za dużo wraz z jej odejściem. Czym jest miłość? Sednem, celem do którego dążymy. Obiektem od którego uciekamy. Bezwarunkowo, wraz z pierwszym tchnieniem, wpada do serca nadzieja i wiara w nią. Nie znamy, a wiemy. Nie umiemy a czynimy. Nikt nie uczy nas kochać. Bo nawet Ci, którym nie przyszło doświadczyć jej - kochają, zdają się potrafić. Nie mówili jak szybko będzie biło serce, jak szybko ukradnie nam stabilność, którą zdawało się nam kierować. Nie wyceniali, wszystkiego tego co stracimy wraz z jej odejściem. Nie przygotowywali na szczęście, które niczym dobry kieszonkowiec wsadzi do naszej kieszeni. Nie pokazywali zdjęć jej ofiar, szczęśliwych zwycięzców jej fortuny. Nie mówili, że jest. Ale poczuliśmy ją wraz z pierwszym biciem serca, wraz z narodzeniem się jej domu, mieszkania które pomimo naszego chcenia bądź jego braku wynajmuję na okres bliżej nieokreślony. Jest jak powietrze, korzystasz z niej, choć nie widzisz. Wraz z nią do oka napływa błysk, wraz z jej odejściem ten sam błysk odchodzi. Nie ma życia bez niej. Nie jest wieczna, ale wraz z jej obecnością "zawsze" brzmi tak prawdopodobnie. Jest chwilą, za którą każdy z nas oddałby wieczność. Życie bez niej jest bezwonny trwaniem. Nie jest życiem a funkcjonowaniem w dolinie tej rzeczywistości. Wraz z nią, rzeczywistość w ogóle przestaje istnieć. Nie liczy się co tam, o mnie. Ile powinnam. Nic nie musisz. Jest ona i to ona Ciebie żywi. Daje siłę, tę samą siłę odbiera. Nie jest sprawiedliwa. Ale czy, ktokolwiek wymagał od niej sprawiedliwości? Nie jest krystaliczna. Odziana w palto bólu i cierpienia. Nie jest szczytem do którego należałoby się zbliżać, patrząc przez pryzmat tego wszystkiego co niszczy. Człowiek który kocha, jest niczym hazardzista. Ryzykuje, choć tak wiele posiada, tak mało ma. Jesteśmy narkomanami, szukającymi jej ciągle. Choć podobno się wyleczyłeś. Zmroziłeś lepiej niż w lodówce Grycanek. Nadal wierzysz, wierzyć nie przestaniesz. Możesz zapewniać, jak daleką wizją jest jej obecność, jak definitywnie mocno przestałeś. Cokolwiek powiesz - jest. Czy będziesz chciał czy nie, będzie. Dojrzałość to możliwość patrzenia na świat przez pryzmat szczęścia, choć Twoje już dawno w oddali. Dojrzałość miłości to chwila wraz z którą, pomimo bólu jaki Tobie zadała wierzysz w jej pozytywne działanie. Pomimo braku błysku w Twoim oku, z miłą chęcią szukasz go u przechodnia. Chwila, w której możesz ją obserwować, cieszyć się jej szczęściem. Pomimo, że zabrała dużo, wierzę że wszyscy Ci, którzy kochają, rzeczywiście w tym wszystkim trwają. Choćby była chwilowa, warto. Choć jestem teraz naga, warto było się rozbierać.

21 003 wyświetlenia
429 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!