Echo rany.
Ciężkie klucze z brzdękiem upadły na podłogę, gdy próbowałam otworzyć zamek od drzwi teatru. Zamknęłam je jakiś czas temu i nie przychodziłam, bo działo się zbyt wiele, a zarazem zbyt mało, żeby odgrywać swoją rolę. Zresztą, moja depresja też rzadziej się odzywała, a panna Ś. nie zaglądała mi tak często w oczy.
Jestem wariatem.
Nie schyliłam się po klucze, tylko oparłam się o wrota i, dysząc ciężko w asyście przyjaciółki - Astmy - zjechałam po nich, siadając na mokrym asfalcie. Polska, "złota" jesień właśnie miała definitywny koniec i całe szczęście. Słońce, ciepło i czerwień były dla mnie tak bardzo nie na miejscu.
Pierwsze łzy popłynęły, gdy klucze wpiły mi się boleśnie w udo. Kolejne, gdy stwierdziłam, że to przeszkadza tylko mojemu udu. A cała reszta znów czerpie przyjemność z bólu.
Kolejne, jak zobaczyłam go na końcu ulicy.
A jeszcze następne, gdy podszedł i przyklęknął przede mną.
- Pomogę ci.
Przecież nie możesz mi pomóc. Jesteś tylko powodem tej bezsilności, tych łez, tego strachu przed nieznanym. Jesteś tylko powodem pragnienia zatopienia się w bólu, zatracenia się w cierpieniu, marzenia o śmierci. Jesteś tylko powodem pustki w miejscu serduszka, które broniło się dzielnie przez ponad 20 lat, by przy Tobie paść i już nie powstać.
Jesteś tylko każdym moim snem, senną marą w tęczowo rysowanej rzeczywistości, jesteś tylko odpowiedzią na pytanie, jesteś powietrzem, a astmatyczne płuca tak bardzo potrzebują powietrza.
Jesteś tylko niezadanym pytaniem, które nie ma pozytywnej odpowiedzi, tylko ciszą wśród muzyki, bez której nie byłoby piękna. Jesteś pauzą w moim oddechu i chwilowo też jesteś oddechem.
Jesteś ostatnią osobą, którą powinnam się zainteresować.
Jesteś ważny. A ja bezwartościowa.
W blasku pobliskiej latarni Twoje oczy nabrały dziwnej, trupiej barwy - zupełnie, jakby zieleń uciekała z nich razem z latem. Ale uśmiechały się do mnie, zapewne ostatni już raz.
Graj, Kinga, przy nim musisz grać.
Przy nim muszę grać. Przy nim muszę grać! PRZY NIM MUSZĘ GRAĆ!
Słowa same z ust spływają
W końcu szczere - nie kłamają.
Ból rozdziera mi serduszko, wyrywam je sobie z piersi, żeby tak okropnie nie bolało. Patrzę na nie - jeszcze bije - wbijam nóż, by nie cierpiało.
Ciskam w kąt.
A dziura zionie.
Moknę mocno, Ty się wahasz, jesteś do mnie taki podobny, a zarazem tak okropnie różny. Też się boisz. Też Cię boli.
- Po prostu pomóż mi otworzyć te cholerne drzwi.
_________________________
Zakochana. W życiu bym nie pomyślała, że to o sobie powiem. Dziwnie to nawet brzmi. I nie ma legendarnych motyli w brzuchu... chyba jednak zżarł je kwas żołądkowy, u mnie wszystko jest możliwe. Albo to były nietoperze! I teraz wgryzają się w pozostałości mojego serca.
Ciekawe, że "zakochana" rymuje się z "rana".
Proza z założeniem poetycka, zdaje się przestała być moją mocną stroną.