... na jeziorze żaglem białym...
Ciężka była to noc. W półśnie półszeptem pół serca swego dotykiem opowiedzieć próbowałam. Nie całego, bo pół drugie w Twojej piersi bije. I jak jawa ta noc przepełniona bólem egzystowania w bezdennej studni smutku i złudzenia. Siedzę tu sama, na dróg przecięciu. Drżącą piersią pragnąc ciepła Twego. Dotknij mnie tylko, opuszkami palców po ramieniu przeciągnij. Uśpij motyle myśli ulatujących kluczami. Zamień ten półsen w sen pełen. Spraw, żeby noce tylko kolorem tęczy się wiły...
Podkrążone oczy i niedopity rumianek w białym kubku, całkiem już zimny. Północ zaraz. Cisza zewsząd przytłacza. Ocieram łzy z policzków i koślawo wykrzywiam wargi w uśmiechu. Mozolnie, każdego dnia składam połamane to swoje serce i klejem je sklejam, żeby jako-tako bić potrafiło jeszcze.
Są takie noce, kiedy świat się kończy. Kiedy wyrywasz się z objęć snu koszmarnego i w ciemność szepczesz to imię upragnione. Dłońmi rozpaczliwie łypiesz wokół, by przylgnąć do ciała najdroższego na świecie. I pustka. I cisza. I ciemność. I najmniejszego półoddechu drugiego.
Są takie noce, które się jak dni ciągną. I wpuszczają larwy sentymentów tam, gdzie serce umiejscowione być powinno. Dół tylko. Dół i krwi resztka.
Dobranoc.