Kiedy nie pisał, czuła się jakby ktoś powolutku wbijał jej igłę w żołądek, w mózg, w ręce, w oczy, w usta. Kiedy nie pisał, po głowie biegały i tupały jej myśli, złośliwe chochliki, które wrzeszczały: ''PRZECIEŻ ON JEST Z INNĄ! W TEJ CHWILI, KIEDY TY SIĘ ZAMARTWIASZ, ON JEST Z INNĄ! LEPSZĄ, ŁADNIEJSZĄ, CHUDSZĄ!''. Z bezsilności łzy ciekły jej po twarzy. Jej; twardej, silnej, ironicznej. Kiedy w końcu, gdy leżała na dywanie i rozmawiała sama ze sobą, ot tak dla zabicia czasu, dostała wiadomość, jej serce wykonało coś w rodzaju skoku przez kozła z podwójnym obrotem. On. ''Możesz się dziś spotkać, maleńka?''. Nie! Nie może się dziś spotkać. Niech teraz on pocierpi. Niech on chodzi z martwym wzrokiem, niech on pobędzie piekielnie zazdrosny. Nie! Ona nie może się spotkać. Hmm... Ona... Ona jest już przecież umówiona. Tak mu odpisze. O, dokładnie tak. Bierze pewnym ruchem komórke i wypisuje wiadomość. ''Jasne. O której się spotykamy?''. Wyślij. Nigdy nie znała tak słabej osoby, jak ona sama.