Przy ustach, dotknięciem warg, krawędź czerwonego kubka.
Zostawiam pocałunek... półprzytomny.
Nie słyszę słów czytanych przez język. Kręci, zwija. Mokry. Pomiędzy zębami niewygoda, wywinąć się chce z otwierających warg. Słowa przestały przychodzić. Myślę, że dawałem im zbyt mało. Nieważne, jakich przymiotników. Język przylega do podniebienia. Płucom brakuje powietrza, gardłu brakuje śliny. Zgoda przychodzi z przełknięciem. Język zamiera. Słowa wyszły. Zostaje jedno. Pytam, czy wrócą. Mówi, że nadano mu imię przeczenie.
Przy ustach, dotknięciem języka, krawędź zagubionego ciała.
Zostawiam pocałunek... nieprzytomny.