Jestem wypłowiała. Pusta. Boże, jak pusta jestem? Ściany dookoła mnie walą się i stoją za mocno wbite w ziemię. Czuję niepokój, bo nie czuję nic. Czuję, jak wszystko we mnie uderza i przepływa gdzieś obok. Nie mam słów, a jak mam to nie własne. Nie mam języka, bo ukradli i podmienili na inny. Nie mam twarzy, bo nie umiem patrzeć. Nie widzę. Nie widzę oczu. Nie wiem, co jest wyobraźnią, a co snem. Bo rzeczywistości już nie ma. Została zakopana daleko pod sztucznymi uśmieszkami. Już nawet imię… jakieś nie moje. Nie pamiętam. Nie pamiętam mojego życia. Nie czułam nic. Żadnych emocji. Złość była udawana, szczęścia brakowało. Z każdym słowem jest mi coraz ciężej. Wszystkie prawdy wychodzą na jaw i zostają zakopane. Wszystko w co wierzyłam, ulega zagładzie. Miłość? Czy to uczucie kiedykolwiek istniało? Czy zostało wpojone nam przez filmy i książki? Musisz kochać. Musisz, nie możesz. Bo przecież każdy kocha. Ale dlaczego? Przecież nie istnieje przeznaczenie. Wszystko to nasz wybór. Czy jeśli wyjdę teraz za drzwi, to zmienię przyszłość bezpowrotne? Chciałabym pisać o miłości. Chciałabym wiedzieć o miłości. Chciałabym się zakochać. Ale nie wierzę w to. Nie wierzę, że to jest prawdziwe. Bo kochać można wszystko. To puste słowo. Kochać można psa. A człowieka? Człowieka nienawidzić.