i skoczyla... nikomu to nie pomoglo, wcale nie poczula sie lepiej, po prostu przestala czuc, bo przestala istniec, ominely ja wszystkie przyjemnosci, caly urok zycia przez glupi impuls, zachowala sie jak tchorz, uciekajac przed problemami, a swoja droga wydaje mi sie, ze jestes wierzaca (moge sie mylic :P ) jezeli skoczyla i zginela, ale jej duch nadal zyl, to w jaki sposob mialoby to rozwiazac jej problemy? moze rozwiazaloby problemy natury materialnej, ale nie psychicznej, nadal moglaby tesknic, nadal moglaby potrzebowac bliskosci, rozmowy...
taka moja mala uwaga :) pozdrawiam
niereformowalna
Autor
"Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwilę zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady." - chciałabym móc tak powiedzieć.
bardziej skłaniam się do tej drugiej opcji ..