Tramwaj nie jest zapchany. Musisz jednak stać, więc lokujesz się na uboczu, przy samych drzwiach. Dłoń trzymasz w kieszeni, mnąc nerwowo, skasowany bilet. Gdybyś zrobiła pięć kroków naprzód, weszłabyś w mężczyznę w średnim wieku, zaciskającego palce na kurtce, na wysokości brzucha. Obserwujesz go kątem oka, niemal widząc ostry zarys broni schowanej w przepastnej kieszeni. Jesteś prawie pewna, że jego dłoń, ta druga, trzymająca pistolet, poci się nerwowo, a palce niespokojnie przebiegają po lufie. Dwa kroki w bok od potencjalnego mordercy, dostrzegasz nagły błysk srebrnego scyzoryka. Coś ci mówi przestań, więc odwracasz wzrok i wpatrując się w okno odliczasz. Liczysz każdy sklep, kiosk czy blok, który dzieli cię od twojego przystanku, jednocześnie wbijając paznokcie w skórę dłoni.
Twój przystanek. Wysiadasz i stojąc na chodniku, rzucasz jeszcze ostatnie spojrzenie do środka. Pistolet znów jest paczką papierosów, a scyzoryk to srebrna komórka. Uspokajasz oddech…