Przenikliwa cisz znikla Nie zostwiajac zludzenia Od czego sa usta A od czego uczucia To wszysto jak by za mglone zludzenie? A moze wspomienie,nie To bylo wielkie mazenie Mazenie by nie siedziec w rozterce Tylko spotkac Tego co ukrad serce Lecz nie znajac przyczyny Nie widzisz jego, schowali chlopaka I dokola slychac drwiny A na coz tak,z jakiej to przyczyn Po co nie sluchajac do konca Znow kolejna twarz tak z tego drwiaca Nie ma chopaka to tylko sie zdaje Ze to dzieki niemu takie zamieszanie W nagrode lub tez za kare zludzenie Metne lecz takie bliskie i stale Te uczucia zludne ze jest tu Przysiegla bym,tak Go czuje Boze daj sile bo chyba zwariuje Po coz dales mi to wszysko Po jaka cholere Dopada mnie to same wiecznie zludzenie... Sil dodaj bym nie zabldzila w rosterce I odnalazla chlopaka co skrad serce Niech lossu koleje pokieruja rozsadkiem Skrzyzuja dwie drogi,by odebrac uczucia Niech nikt wiecej nimi sie nie bawi Niech nie podrzuca nimi Moze nadarzy sie dzien w ktorym Odnajde chlopaka co mi tak od niechcenia Teatr zrobil z domu...ku mym zludzeniu Mej zlosci i rozumowi , ktory nie wiem Nie sloga opieral sie temu Dosc irlacjonalnemu zludzeniu Gdzie milosci swita radosc Dopada zludzenie i potempienie Rzucam zle wspomienia na porzarcie Tym co je zaplewili niech maja z powrotem I dostrzega falsz, oblude i glupote Pisze zycia mego zludzenie Pora skonczyc przedstawienie Dobra zycia to byla szkola Lekcje swoja odebralam Wzamian wierszyk napisalam Ktory skladam w Panu w podziece A w zamian chce moje serce