Moim zdaniem samobójcą jest ten, który sens istnienia nie umie dostosować do swoich możliwości. Puste, tak zwane serce, raczej jest bólem psychicznym, raczej to bolesny rwetes. Cisza, pustka. Nie dostrzegam w tym szczęścia, raczej spokój. Spokój szczęściem? Kogoś bardzo o poharatanym sercu. Ciekawe. Jednak wydaję mi się, że po pewnym czasie chce się jeszcze raz, mimo bólu niezabliźnionych jeszcze ran. Na szczęście właśnie tacy jesteśmy. Mimo wielokrotnych, poniewierających nas zdrad, to jednak powracamy na ścieżki prowadzące do szczęścia. Bo ono jest. Jest tyle możliwości, że raczej próbujemy do skutku, do ostatniego kroku, mając nadzieję, że za zakrętem albo w domu przy drodze, w tym z ogrodem...