Chociaż wydaje nam się, że umieramy przez miłość wiele razy, ale tak naprawdę to ta pierwsza niespełniona miłość zabija, bo przecież tylko raz można umrzeć…Każda kolejna miłość może dać nam jedynie nadzieję na zmartwychwstanie…aby móc wyjść z grobu i zaufać jeszcze raz.
Niezły ambaras robi się, gdy chcemy, żeby ta pierwsza miłość nas zabijała i to ciągle. Wciąż na nowo i na nowo. Nieważne, że któraś następna postawi nas na nogi, czy odbuduje cokolwiek. Pewne jest to, że Pierwsza znów będzie nam pomału gmerała we wnętrznościach. Albo umyśle - jak kto woli. A my myślimy sobie - niech zabija, zawsze to jakiś kontakt. Jakiś dowód, że czuję, bo może jeszcze żyję.
Nie mam pojęcia, czemu to napisałam. Najwyraźniej jesteś świadkiem mojego lekko patologicznego sposobu myślenia nie-na-co-dzień.
Pierwsza miłość...hmmm kiedy to było :).Do dziś pamiętam kolor motylich skrzydeł gdy leżeliśmy na kocu na łące...i warkocze dziewczęce pamiętam...każdy włos smakował latem...to były czasy :).
tak naprawdę pierwsza miłość jest najsilniejsza i najpiękniejsza , bo to największy dar jaki dajemy drugiemu człowiekowi , miłość nigdy nie umiera w człowieku , tylko czasami zasypia , potrzebuje czasu by moc obudzić się na nowo