Minęła kolejna godzina. Anka siedziała w bezruchu w fotelu okryta kocem. Jej twarz rozświetlał blask księżyca, wpadający przez okno. Zmęczonym wzrokiem patrzyła na telefon. Wokół trwała beznamiętna cisza. Czuć było napięcie. Powietrze aż można było kroić nożem. Zegar jakby w żółwim tempie przesuwał się do przodu... Gdy wybiła 2 w nocy Anka wstała. Skierowała swe kroki w stronę kuchni. Przeszukała szafki. Nastawiła czajnik z wodą. Jej myśli krążyły po przestworzach wyobraźni. Z obłoków na ziemie ściągnął ją dźwięk telefonu.
- Halo? - powiedziała.
- Kocham cię - usłyszała w odpowiedzi. Napięcie nagle zelżało. Wszystkie obawy prysły jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Dojechaliście? - spytała w końcu.
- Nie.
- Coś się stało? - w oczach Anki pojawił się strach.
- Tak...- znów padła krótka odpowiedź.
- Adam...?- powiedziała z przestrachem. - Co się dzieję?
- Nic złego - usłyszała w odpowiedzi. - Kocham cię tak bardzo, że bezsensem wydał mi się wyjazd bez ciebie. Nie potrzebuję pieniędzy. Potrzebuję ciebie - te ostatnie słowa wyszeptał jej czule do ucha. Odebrał z jej rąk telefon, który trzymała jeszcze chwilę temu, rozmawiając z nim i zaniósł ją na rękach do sypialni...