urodziłem się gdy nad krajem szalała burza a ja płaczem przywitałem szpitalną salę
gdzie uciekły te lata dni przemienione we mgłę deszczem zmyte jak kurz karty na wietrze rozwiane
siedzę w pustej knajpie szklanka prosi się o piwo za oknem mrok rozmyty przez kroplę deszczu jakby cień zrodzony z błysku przywołuje mnie szeptem minionych słów wierszy nigdy nie napisanych w głowie melodia jakby natrętna mucha dźwięki nut wdzierają się w umysł nie chcę ich a jakbym pragnął by grała
wychodzę zatapiając się w mrok już tu nie wrócę zbyt dużo obrazów na granicy snów