Tak sobie myślę o losie człowieka co wyruszył w życia długą drogę po omacku bez żadnej mapy do miejsc nieznanych kuszących i wiecznie dalekich a tyle chciałby i przyzywa gnany tęsknotą tak dziwną jak syrenin śpiewem i nie wiesz ciągle nie wiesz gdzie są dłonie jedynie przeznaczone bo tak wciąż uciekasz bez tchu łapiąc oddech tylko czasem a potem stajesz nagle na zakręcie zdziwiony że nie słyszysz już ciszy bo zakrzykujesz w sobie niespokojnie te szeptania przedziwne a one i tak wracają we snach marą żeby odpływać i powracać upartą wciąż falą po to by tańczyć ot tak dla samego tańca i śpiewać muzyką znajomą ci i bliską bez początku i końca jak dziecko co ufnie radości uśmiechem rozdaje słońca promienie i budzi dziwne drżenie że chcesz zaufać jeszcze raz by być znów tu
romb i trójkąt albo wielokąt ..całość rozłożona na czynniki pierwsze jest jakby bardziej inspirująca... a jednak ma wspólne cechy... nie da się ukryć.... niestety