Stało ich setki, Poukładani jak Kredki. W rzędach równych Na placach głównych. Każdemu się w oku łezka kręciła Za decyzje sumienie karciła.
Rodzinę opuszcza na pół roku Aby walczyć w cudzym amoku. Żony, kochanki, matki Rzucają im róży płatki. Że wrócą nadzieje mają Mocno ich kochają.
Jeden obraz przykuł mój wzrok. Patrzyłem jak otumiały prorok.
Kobieta ładna, młoda Załamana jak spróchniała kłoda. Dziecko w łonie nosiła, Na szyi jego się powiesiła, Płakała, Do ucha cicho szeptała, Że go kochać będzie Gdziekolwiek będzie.
Na pewno kiedyś go zobaczy Tylko nie wie czy z tarczą, czy na tarczy?!