Sen taki mam od lat co mnie męczy, sen jest jak mara i ciągle dręczy, sen o ojczyżnie, prawie jak jawa, sen co mą duszę powoli zjada.
Strach mnie ogarnia gdy spać już idę, bo wiem,że znowu będę miał zwidy, wiercę się ciągle by zasnąć najpóżniej, by sen mara zostawił dziś moją duszę.
I tak od lat mnie nie opuszcza udręka ta senna, mara,katusza i nie wiem co robić, jak jej unikać, dręczę się ciągle, lecz nie chce to znikać.
Bo my imigranci, tak los nas wybrał, czyż nic nie warci? kto dobrze z nas sypiał? być może niektórzy mogą spać dobrze, lecz ja się tu męczę, bo życie me w poprzek.
Jestem tu gościem i tak jakby cham, bo to nie tak samo, bo głowę zwracam tam gdzie moje korzenie i młodość cudowna, gdzie moje są groby i historii pochodnia.
Me pochodzenie też tutejsze? lecz co to daje gdy męczy mnie zgaga, mój mózg nadaje na innych falach, tu inni ludzie a ja jak wałach, w ciągłej ułudzie.
Tam do swej stajni, do swego pola, gdzie te zapachy , ta sama niewola, lecz to było moje choć tragikomiczne, tam moja dusza, w mojej ojczyżnie...