Są takie dni w miesiącu, Że prześladuje mnie wena I zalewa mnie zewsząd , Niczym powódź lub tsunami, Wszelkimi świńskimi limerykami.
Gdzieś to we mnie I poza mną się dzieje, Że jak złodzieje, Włamują się w myśli lepieje, Więc lepiej mi żyć rozpustnikiem, Niż pokutnikiem pustelnikiem.
Jak kompotu z maku w żyłę doza, Tak co dzień wstrzykuje się we mnie proza I zaraz z rana odlatuję w dziennik Felieton lub opowiadanie, I choć rzadko kto się odważy odezwać, Wiem, że powszechnie są czytane.
Jak na haju Dziesiątej Muzy, Szrajbne dosadnie - wielebną recenzję, To kobitki z portali(w tym feministki) Chcą dla niej rzucić Poezję i wyzwolenia herezję.
Ale częściej dzwonią do admina - Her zawiadowco its your wina! Skończyć z tym szydercą pora!!! I goń go pan tego szyderce!!!! Tego szczerości i dosadności potwora!!!!!
Ja tymczasem z haiku wyjadę, Że Matko Bosko zgorszenie na amen, Bo se psalma przerobiłem I księgę ksiąg ośmieszyłem. Zaś dyżurne moher berety Aj waj aj waj ukrzyżuj ukrzyżuj niestety
Prężąc cycki W jak dzidy sutki Krzyczą - iż portal to poetycki - Heretyku nasz malutki. Tu liryka i poprawność obowiązuje - Inaczej ukamienujem.
Skoro tak , to ja pięć fraszek Z małżeńskich igraszek, Od serca klikam ciupasem. Klikam z anatomicznymi szczegółami, Bo we fraszce jak w życiu, Humor musi być naprawdę jajami.
Potem w czas postu zamiast na Golgotę, Ja rzucam pikantną anegdotę, O księżych od celibatu odstępstwach, Ich z gospodyniami, pomocami administracyjnymi, Zakonnicami i uczennicami małżeństwach. Powiadasz herezja, A ja Ci mówię - wszystko Poezja.
Jeszcze moje wcielenie Bonifacy Gulgewanc, Ten co na pewno nie Kafka Franz, W swej jurnej płodności, Sypnie wszelkością aforyzmów , Jak z rogu obfitości, W których ze śmiechu łzy I stoicka zaduma, A i bezsens, purnonsens, Którego nawet Bóg nie skuma.
A myśli moje jak nóż w plecy dosadne, Bo czasem je z listów wisielców podkradne I nic mi, że nie wszędzie w tym co piszę, Jest rym, rytm, średniówka, więc słyszę: Nie pozwalam, nie wolno, liberum veto, Lecz to ja jestem autorem oponenci: Zakleszczeni w formie mężczyzno i kobieto!
Dziś znowu wena mnie prowadzała, I do popełniania wersów mnie zmuszała, Wyszło ogniście, boleśnie i niebiesko, Piekielnie, czyśćcowo i bosko, Gdyż jestem z tych trzech żywiołów: Boga, Szatana, niepewności i I he he he trzynastu Apostołów