rodzić się to jak wejść do pokoju w którym czyjaś dłoń niewidzialna zapala świecę po świecy i wprowadza powoli cię w jasność a kiedy zostajesz sam szukasz po omacku tej dłoni która cię przeprowadzi przez ogrody rozkoszy i bólu ciemną otchłań
a później są tylko schody a na ich końcu drzwi które nagle zamyka wiatr i wszystkie świece gasną
wciąż podążamy korytarzem, za drzwiami, drzwi, niektóry mijamy, inne otwieramy, przekraczamy próg, na chwilę, krótszą lub dłuższą ...by znów podążyć dalej, wśród gasnących kinkietów, by w końcu dotrzeć do tych ostatnich ...za którymi będzie ...?
"najlżejsze z twoich spojrzeń łatwo mnie otworzy, chociaż zamknąłem się jak palce zwarte w pięść, płatek po płatku rozwierasz mnie zawsze jak Wiosna co (z tajemniczą wprawą) rozwiera swą pierwszą różę
a jeśli zechcesz zamknąć mnie, ja wraz ze swoim życiem zatrzasnę się przepięknie i gwałtownie, jak gdyby kwiat w swym wnętrzu wyobraził sobie śnieg, który skrzętnie sypie wszędzie wokół"
Ostatnio myślałem o pewnej róży. Być może dlatego tak bardzo spodobał mi się ten wiersz. Bo jak powiedział mi znajomy kompozytor, nawet jeśli miłość jest cierniem, pozwól wbić go sobie głęboko w serce. Istnieją róże warte bólu.
Wiersz zabieram ze sobą. Niech ukwieci mój fortepian.