kobieta ciężarna
po nocy chłodnej na parkowej ławce
skulona spała cisza
z letargu głębokiego próbowały ją wybudzić
anielskie chóry słowików
dzień słońcem drzewa karmił
na niebie rozsiadły się białe obłoki
gdzieś w koronach drzew nalutniach zięby grały
rozwijały się liliowe dywany storczyków
w mrowiskach pulsowały życiem roszady
pośród rozkosznych plam zieleni
na niewinnym białym kocu, siedziała ona
królowa majowej ballady
w zadumie na biodrach piąstki biała kładła
kępy włosów, złociste wodospady
lały się w słońcu mieniąc
z spod nich karmelowe lśniły ramiona
z piersi jej wyrosły piękne mleczne kwiaty
a pod nimi kształt brzucha znaczył gruszkę
o miąższu soczystym, słodyczą pachnącym
skrywał cały majestat życia
uderzające w skorupę kokonu rączki i nóżki
przyszła matka
brzemienna w skutki
istota istnienia
zapach stworzenia
boskie tchnienie
prolog
i nieskończenie