Pętla
Jak paciorki różańca
Podsuwał mi Los w dłonie
Mojego codziennego życia
Kieliszki kolejnych alkoholizmów
Matka siostra szwagier
Druga siostra i drugi szwagier
Potem służba Ojczyźnie
Życie jak sen na umór dzień za dniem
Kochałem więc siebie przejrzałem
Z dnia na dzień wytrzeźwiałem
Przyglądałem się pętlom
Przecinając je tu i tam
Rosła we mnie obcość
Wobec tej normalności większości
I rosła większości obcość
Wobec mojej normalności
Niezgodliwość fundamentalna
Odgrodziła mnie na zawsze
Czwórkami często jak ci z Westerplatte
Szli do pijackich rajów
Całymi rodzinami zapijając się metanolem
Całymi zmianami policjantów
Rozbijając się w samochodach
Pijani kompletnie w cztery d.py
Szli też siostry zakonne marynarze
Szli sędziowie i szli dziennikarze
Inni mieli gorzej bo ukrzyżowali się bezdomnością
Dychtą autowidolem wodą brzozową
Ukradzionym w drogerii amolem
I tak od dworca do dworca
Od pustostanu przez wiatrołapy
Do nad jeziorem koczowiska
Pętle
Ile ja się ich naprzecinałem
Ile numerków przy nich się naustawiałem
Ile im zdjęć napstrykałem
Końcom "wprowadzania elementów
Baśniowych do rzeczywistości"
Ten darowany mi różaniec przez Los
Trwa i ma się jak moje codzienne
Przeciw jemu Ojcze nasz
Przesuwam jego paciorki spokojnie
Bez emocji kupując po prostu
Kolejne wieńce z szarfą na której
Ostatnie pożegnanie od brata
Od szwagra od parafianina...
Jeszcze zamawiam mszę bo taka tradycja
Jeszcze zapalam znicza bo
W światło Światłości im wierzę
Codziennie mówię im Ojcze nasz
I proszę by jak już się tam ogarną
To mieli baczenie i byli nam tchnieniem
Szóstym zmysłem się objawili
Genialną strofą i metaforą
Mocą by przesunąć kolejny paciorek
Autor