patrzę przez pręty krat nie, to nie więzienie lecz pustka czterech ścian wieczny mrok
ukrywam pomiędzy strofami imię, najdoskonalsze nieopisane słów ubogością milczeniem białej stronicy
znałem ją tak mi się przynajmniej wydaje tak krótko, lecz i długo zarazem bez końca w milczeniu w dźwięku rozbitego lustra bólu skaleczonej dłoni cierpkiego smaku krwi znałem ją, nie, nie znałem znam ją
jej imię zaklęte w cierpieniu na granicy obłędu niczego nie pojmującego umysłu jedno słowo
nie zapisane nigdzie niczym tajemny szyfr znany tylko Charonowi imię, niczym magiczny obol darowany zamiast monety na przeprawę przez rzekę zapomnienia ludzkiej pamięci zdradzonego życia cierpienia nie wyjawionego nikomu
nie, to nie więzienie choć kraty zasłaniają daleki księżyc nie, to moje życie