Od zawsze byłem persona non grata nigdy nie mogłem pojąć dlaczego od stada dzieliła mnie ciężka krata stada ... coraz mniej człowieczego
Dojrzewałem na skalistej pustyni tam rzucił me ziarenko wiatr bez słowa przyjąłem co los uczynił tak my mamy ludzie spod Tatr
Zamknąłem uczucia w puszce pandory zabiłem ją ostrymi gwoździami mając emocje tylko za złe zmory uciekłem w siebie przed uczuciami
Gdy nadszedł ten nieunikniony czas gdy nawet pustynie za ciasne gdy ja to mało, potrzebujemy nas szukamy kąty własne
wyrwałem się z tej ciasnoty prosto w żarłoczne ręce rozdarły mnie na pół tęsknoty towarzyszące mi w tej udręce każda na dno, w swoją stronę ciągnąc ciało i duszę nie zważając, że w pustce tonę
Dziś czuje, na policzkach mając ciepłe łzy na kamiennej wciąż twarzy że jestem człowiekiem, zamykając wciąż w sobie, siebie, choć serce marzy