Na starość dębiejesz boś z gliny ludzkiej i leżąc na epitafium z gipsu tracisz soki obojętnie mdlejąc na lnianym prześcieradle siwym welonem wzruszającym ramionami cykliną odwracana
Takie masz życie z rakiem a jeszcze wczoraj niosąc butę w gębie odwrócona plecami do miłości uderzałaś do przodu po zakręcie
Na starość choinki gałęzie w dzbanku z wytartą ruską bombką w kolorze zielonym a na meblu matrioszka o twarzy w znoju moczonej
...
Na końcu świata siedzi dobry Bóg i dłubie słonecznik węgierski