Rozbitek
nagi ląd
na środku płynnej pustyni
bez dna i horyzontu
bezkorzenny
należący tylko do wiatru
i ziemi
wieczne odpływy
niewdzięczne tęsknoty
i te brzegi
wysychające z pragnienia
- wyrywane nocą przez zachłanne zęby
krzyki drżące w koronach wiotkich drzew
uginających się pod natręctwem szorstkiej
wietrzności
wibrują przez długie noce niesłyszane
te słońce palące skórę
suszące w popiół młode pędy
cichych łkań
nagi ląd
błąka się niezakotwiczony
nie ma już brzegów
do których można dobić bezpiecznie.
Autor
18 033 wyświetlenia
262 teksty
63 obserwujących
Dodaj odpowiedź 18 December 2018, 19:10
0 Dobrze byłoby przybić bezpiecznie do brzegu... Ale może inaczej wówczas patrzyłbym na utalentowanych poetów. I poetki. Dobrze wrócić do Twoich słów, Ulu. I dobrze się "spotkać" :)
Odpowiedź