Kiedy świt pozwoli wejść w swe wnętrze A noc załapie się na poranny autobus Dnia tego pojmę serce gotowe na implozję Wtedy zrozumiem czemu kwiaty więdną A miłość nie zostaje na gorącą kawę Lecz wygładza zmarszczki wstydliwej pościeli Znika za drzwiami zamkniętymi na oścież Przez które nie można już się prześlizgnąć Na grzbiecie spóźnionego słowa kocham...