kiedy miasto śpi głęboko jak w masowym grobie słońce pod plecami zaczyna parzyć oczy wypuszczają pędy w ciemność tańczy toksyczna zieleń zaplątana w sieci źrenic
wymykam się oku boga wychodzę wyżej w świetle gwiazd jak dym z odległych fabrycznych pieców z dachu zbieram gładkie drobinki kosmicznego pyłu
czuję bezmiar dookoła i ten w sobie jak poderwany wiatrem strzępek materiału jestem tylko fałdą szaty pośrodku nieskończoności dla czegoś większego niskim progiem
Thé vert, fyrfle - cieszę się, że wpadliście, jest miło naprawdę bardzo miło. natalia(__ups - dzięki za ponowne odwiedziny i wnikliwy komentarz. Czasem uda mi się coś sklecić i jeśli ktoś doceni i znajdzie jeszcze coś dla siebie to jestem cały kontent. Ukłony, połeta z martwego miasta :)
Porównania w Twoim wierszu są niezwykłe , choćby '' słońce pod plecami zaczyna parzyć oczy wypuszczają pędy w ciemność tańczy toksyczna zieleń zapląta w sieci źrenic '' ; w ich podtekście wyczytuję coś na kształt pocałunku śmierci , przy czym w ostatniej zwrotce jakby mu akompaniowała delikatnie , nieuchwytnie , przezroczysta muzyka zmierzchu . Czy w tym akompaniamencie ulotnym przebija się choćby na sekundę nutka osobistej sprzeczności , poprzedzonej dniem wczorajszego wypierania , bezwiednym odruchem samoobrony usuwana w nieskończoność do pokładu niepamięci ? Zdecydowanie tak , w dniu dzisiejszym ponownie doświadczyłam jej projekcji ,jakby w kolejno następującej po sobie stadnej odsłonie ''mojego miasta nocą'' . Wybacz osobisty podtekst , ale cóż innego jak n ie poezja może być , dla opluwanej myślą wulgaryzmu , kpiącej z osobistych doświadczeń pseudo ironii lepszym balsamem . Czy może nią być choćby przez sekundę przeraźliwie wyjąca u wrót samo nakręcającej się kpiny , wszech obecna w nie powadze namiastka wyrodnej siostry satyra , pokutująca w zakleszczonych objęciach pogardy ?