Jest 22 października. Pada deszcz. Srebrzą się korale jarzębin. Kwiaty nagietków nie umarły Wręcz ich pomarańcze szczytują kolorem. Starość co radością. Aksamitki nie są pijane. Poszły w tango z wiatrem. Słoneczniki jak latarnie morskie. Pokazują ptakom manne Niekoniecznie z nieba. Po prostu grysik Owoc ich żywota łask pełnego . Lwie paszcze tworzą tęczę Deszczowi Wspomnienie letnich burz Pięciornik gasnąca galaktyka. Żywotnik niczym biskupia sakra pokraśniał A może to płomień którym Ugaszono prawdę wolność Liście kan zaprzęgły deszcz Do świadectwa zieleni Najważniejszej prawdy flory Dym opada w dół Służy błękitem skoro Niebo przestało być jemu piekarnią I nie jest błękitu chlebem powszednim Sezon za to na kolorowe liście z drzew Co wypoczywają przed śmiercią W hamakach utkanych misternie intrygach Przez pająki i pomyśleć Pajęczyna dana na ranę leczy nie zabija Smagliczki pelargonie i surfinie Na balkonie tworzą anielski kordon Piękna co broni przed wilkami Azyl cudowności Parapet ze storczykami Dzikie to orchidee i pierwotnie uczciwe Jak ich ogrodnicy Czarne owce