Gdy już jestem we śnie, gdzie ręka i usta nie sięgną. Gestem mogę zmienić gęstą, zbyt ciasną powierzchnię.
Kiedyś w raju latały sokoły, wprawiały w zadumę hipokryckie twarze a bladły, choć stały w czerwcowym skwarze z widoku sokoła, niczym bezbarwne padoły.
Kiedyś, gdy skrzydła widziane od spodu to ślepły niedowiarki odziane srebrnym podium, lecz zleciałem chwilkę, bo byłem ciekawy i ujrzeli od góry spalony słońcem kolor ciemnej kawy.
Teraz, choć latam najładniej jak umiem, to widzę na dole złote medale dokładniej ujrzeć,mądrzej , zaradniej ciężko, gdy się nie widzę na piedestale.
Fajnie było,gdy spać nie musiałem, nie spadając w próżnię by być szczęśliwym ptakiem , bez łez obmycia, to co miałem , wszystko oddałem , bezdusznie zostałem smutnym robakiem, bez praw do życia.