Menu
Gildia Pióra na Patronite

lalal

MariaAntonina

MariaAntonina

Wracała ze szkoły zmęczona. Wchodząc do klatki schodowej miała nadzieję, że nie spotka w mieszkaniu nikogo, ale gdy tylko przekroczyła jego próg , przywitała ją matka. Zamachała do niej rękami i ze zrozpaczonym wyrazem twarzy zawołała ją do kuchni.

-Twoja siostra zwariowała- oznajmiła dramatycznym szeptem kobieta, która nazywa siebie jej rodzicielką.
- To nic nowego, mamo- odpowiedziała otwierając lodówkę.
Oprócz światła, samotnego słoika z ogórkami konserwowanymi i musztardy, nie było tam nic zdatnego do zjedzenia. Z westchnieniem zamknęła urządzenie nie godząc się z brakiem posiłku. Jej brzuch miał podobne zdanie.
-Tym razem to coś poważnego. Przyprowadziła ze sobą jakiegoś chłopca …
-A może miała przyprowadzić dziewczynę...? - wymruczała penetrując szafki, szuflady, a nawet własny plecak w poszukiwaniu jedzenia. Musiała coś zjeść. Była pewna , że to burczenie słychać było w promieniu dziesięciu kilometrów.
-Przedstawiła go jako swojego narzeczonego. – Zakończyła teatralnym gestem przykładając dłoń do czoła- Wyobrażasz to sobie?
-Uhm.- Wydobyło się aprobujące mruknięcie z jej otworu paszczowo-gębowego. Dziewczyna właśnie wbijała zęby w kanapkę, którą znalazła w pojemniku na chleb, co troszkę utrudniało jej mowę. Matka prawie pobiła ją wzrokiem. W jej oczach dostrzegła ogrom cierpienia, więc wyciągnęła do niej rękę z kanapką.
-Czy ty musisz ciągle coś przeżuwać?- zapytała z obrzydzeniem- Czy w twoim ciele działa tylko przełyk z jego przyległościami?
Dziewczyna skinęła głową na znak zgody.
-Twoja siostra się zaręczyła! Czy to do ciebie nie dociera?! Kamila, czy ty słyszysz? –wykrzyknęła lustrując młodszą córkę morderczym spojrzeniem. Gdyby nie to, że Kamila właśnie była zajęta jedzeniem, pewnie padłaby trupem. Zamiast niej padła matka. Na ziemie i głośnym łoskotem. Dziewczyna wzruszyła ramionami i wyszła z pomieszczenia. Zawołała ojca Drugiego, zwanego Aniołem i wskazała miejsce spoczynku rodzicielki. Ojciec Drugi został tak ochrzczony dlatego, że miał najdłuższy staż przebywania z jej matką i jeszcze [nie]zwariował. Ojciec Pierwszy nie wytrzymał i całkiem zwyczajnie ( a właściwie niezwyczajnie) trafił na oddział dla ludzie z maniakalnymi obsesjami.
Jej mama była artystką, aktorką i malarką w jednym. Często miewała zgony w ciągu rozmowy, należało ją wtedy przenieść w bezpieczne miejsce, aby pozostali domownicy się nie potykali. W tym tygodniu wypadał dyżur Anioła.
Pchnęła drzwi do swoich komnat. Jeśli miałaby słowami określić wygląd swojego pokoju, musiała by użyć słownika przekleństw i obelg, o ile takowy istnieje. Na każdym kroku można było spotkać małe żyjątka, śmieci, pluszaki z oberwanymi głowami lub lalki bez kończyn. Nikt z pozostałych domowników tutaj nie wchodził, co jej bardzo pasowało, pewnie bali się, że gdy tylko wejdą, zostaną przygnieceni masą śmieci, a ich wysuszone zwłoki znajdzie kiedyś jakiś archeolog.
Rzuciła plecak pod biurko i walnęła bez życia na łóżko. W jej plecy wbijała się obluzowana sprężyna materaca, ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Ferie, słodka laba, westchnęła nostalgicznie strącając ze swojej nogi białą myszkę. Jej wrzask potoczył się echem po całym mieszkaniu. Wyskoczyła z łóżka patrząc z przerażeniem na stworzonko. Do jej pokoju wpadła (cudem ocucona ) matka , trzymający lód pod prawym okiem ojciec ( artystka potrafi być bardzo niedelikatna), starsza siostra sztuk jeden i jej, pożal się Boże, narzeczony.
-Co się stało?!- wykrzyknęła nerwowo mama rozglądając się za napastnikiem, dybiącym na życie jej rodziny. W obu drżących rękach dzierżyła miotłę i popychając nią ojca, stanęła na środku pokoju.
- Mam tutaj mysz-oświadczyła Kamila już bardziej opanowana i wskazała na swoje łóżko.
- Masz tutaj taki śmietnik, że się wcale nie dziwie- odezwała się złośliwie siostra (zwana także Anną) i z obrzydzeniem wycofała się za próg. Jej narzeczony wpatrywał się w ten burdel, czy też jej pokój [właściwe podkreślić] i raczej nie wiedział czy ma się śmiać, płakać, dzwonić do psychiatryka czy uciekać.
Wyglądał jak zabiedzony student. Właściwie, Kamila, nigdy nie widziała studenta, który nie byłby głodny, więc śmiało mogła powiedzieć, że nowy narzeczony jej siostry wygląda po prostu jak student.
Kamila opierała swoje przypuszczenia na obserwacji kolegów Anki. Zawsze gdy ich odwiedzali lodówka pustoszała w zastraszającym tempie, a z szafek znikały wszystkie puszki z żywnością. Kiedyś nawet któryś zjadł psie żarcie. Nie mogła powiedzieć, żeby pies był zadowolony, student natomiast nie przejawiał oznak wstydu.
-Co ja mam z nią zrobić?- zapytała zrozpaczona.
Dobra, może jej pokój nigdy nie wyglądał jak po wizycie Perfekcyjnej Pani Domu, ale przecież nie będzie dzielić , tej cholernie małej, powierzchni z jakimś gryzoniem.
-Możesz się z nią zaprzyjaźnić- uprzejmie zasugerował siostrzany wybraniec, wyciągając krakersa z kieszeni obszernej wiatrówki . Podsunął go zwierzęciu i przemówił doń łagodnie.
-Pogięło cie?!-Dziewczyna rzuciła się na niego z rękami. W jej oczach zaiskrzyły bardzo romantyczne wkurzone błyski. Nie wiedziała wprawdzie, co jedzą myszy, ale pomyślała, że ta na pewno lubi krakersy. Właśnie miała zacząć uderzać głową chłopaka w ścianę i pozostawić na niej abstrakcyjne wzory z jego mózgu i krwi, gdy do pokoju wpadł Golem. Czyli młodszy brat. Android udający tylko jej krewnego. Dziewczyna jeszcze kiedyś się łudziła, że gdzieś we wszech świecie żyje jej normalny i spokojny brat, ale pewnego dnia rodzicie pokazali jej akt urodzenia Smarka. Na propozycję, aby go spalić, a brata oddać do jakiegoś przytułku nawet nie zareagowali.
-Widzieliście…- urwał widząc jak Kamila tłucze narzeczonego Ani, matka próbuje ją odciągnąć, a wcześniej wspomniany, kuli się w kącie i zakrywa głowę rękami. Potem zauważył białą myszkę i zawył jak ranione zwierze- Stanisław!
Wszyscy zatrzymali się na swoich miejscach. Ania i jej narzeczony, wykorzystując okazję, czmychnęli z pokoju, pokrzykując coś o nienormalnych ludziach.
-To coś jest twoje?- zapytała z ogniem w oczach mama, zbliżając się do syna- Wniosłeś tego gryzonia do mojego czystego domu?
- W tym domu nigdy nie było czysto- zaprotestował słabo, w obronnym geście przytulając Stanisława.
Matka złapała go za ramie i wyprowadziła z pokoju córki, a ojciec wymaszerował zaraz po nich. Kamila zobaczyła tylko jak braciszek wierzga, gryzie i wykonuje dziwne manewry nogami, a potem zamyka się w szafie. Mama stanęła przed meblem i przez piętnaście minut wykrzykiwała rzeczy, które mu zrobi jak wyjdzie. Najprzyjemniejsze z nich było poćwiartowanie. Ojciec taktownie się wycofał. Po tym, jak został zrugany werbalnie, bał się pewnie, że Artystka uszkodzi go także fizycznie.
Cicho zamknęła wrota czarnych sal i ponownie padła na łóżko. W tym domu nigdy nie było normalnie.

Po południu wpadł kolega Golema i razem próbowali wysadzić łazienkę w powietrze. Ciekawe co teraz myśli matka, o zestawie małego pirotechnika, który dała mu na gwiazdkę. Kamila stłumiła wredny uśmieszek i wmaszerowała do kuchni. Artystka, Anioł i pierworodna siedzieli przy stole. W pomieszczeniu panowała złowroga cisza.
-Dobrze, że przyszłaś.-zauważyła cierpko matka- Właśnie rozmawialiśmy o Tomku.
Dziewczyna chciała ratować się ucieczką, ale kobieta okazała się szybsza. Z siłą japońskiego zawodnika sumo usadziła ją na krześle.
-Powiedz swojej siostrze, co dobrego zrobiłaś- odezwała się i z mściwą satysfakcją obserwowała, jak na szyję i policzki swojej najstarszej córki, wpełzają czerwone plamy.
-Ja zaręczyłam się z Tomkiem-odpowiedziała po chwili.
-Gratulacje- mruknęła Kamila nie wiedząc dokąd prowadzi ta rozmowa.
-Dzięki.-skrzywiła się Ania lekko i pod stołem kopnęła ją w kostkę. Kamila nawet nie zareagowała. Coraz częściej myślała o ucieczce z domu.
Ojciec, myśląc że nikt nie zauważy jego wyjścia , wstał wolno od stołu, nie uszedł jednak daleko, gdy Golem rzucił się na niego jak krokodyl na antylopę Gnu. Anioł wierzgnął jak rasowy Arab i pokłusował z dzikim wyrazem pyska do pokoju, za nim jak młody źrebak pogalopował android.
-Otaczają mnie kretyni- powtórzyła słynną kwestie z Króla Lwa Kamila.
-Jak mogłaś się z nim zaręczyć? Nie mówiąc nic. Nawet słówka. Dzisiaj zobaczyliśmy tego człowieka pierwszy raz w życiu, a ty nam serwujesz gadkę, o tym jak bardzo się kochacie.-zaśmiała się z goryczą wycierając wyimaginowaną łezkę- Nie masz za grosz współczucia dla starej matki. I jeszcze mówisz mi, że nie będzie ślubu kościelnego?- matka była zagorzałą fanką tiulu i herbacianych róż.- Nigdy nie zobaczę mojej córki na ślubnym kobiercu!
-Masz jeszcze jedną córkę-zauważyła Ania wskazując na Kamile. Matką obrzuciła dziwnym spojrzeniem młodszą dziewczynę i westchnęła zrozpaczona.
-Przecież jej nikt nie zechce.
Kamila nachmurzyła się.
-Wypraszam sobie-warknęła- Wyjdę za mąż szybciej niż myślicie.
Dla podkreślenia swoich słów uderzyła dłonią w stół. Matka pogłaskała ją po ręce, jak psychiczną kuzynkę, która upierał się, że przed domem stoi jednorożec.
-Oczywiście, kochanie.
W drzwiach kuchni pojawił się Anioł pokiereszowany, ale żywy. Cudem dotarł do krzesła i zwalił się na nie jak worek cementu. Matka zignorowała stękającego Ojca i z krzywym uśmiechem zapytała:
-Kiedyś ślub?
Kiedy padła odpowiedź, Kamila usłyszała wrzask. A potem zobaczyła jak kobieta, która podaje się za jej matkę wybiega z kuchni z opętańczym śmiechem.
-Za miesiąc?- zapytała, chociaż miała to głęboko w nosie.
-Mhm- padła odpowiedź z ust kochanej siostry, która sprawdzała właśnie stan własnego uzębienia w czajnikowym odbiciu.
-I gdzie będziecie mieszkać?- zapytał Anioł spokojnym tonem.
-Jak to gdzie? -spojrzała na nich ze zdziwieniem -Tutaj. Tomek już przyniósł swoje rzeczy. Od dziś mieszka u nas.
Zdawała się nie zauważać jaką reakcje wywołały jej słowa. Ojciec spadł z krzesła, a Kamila zaczęła się dusić.
-Po moim trupie-oświadczył gramoląc się z podłogi.
-Da się załatwić- odpowiedziała złośliwie dziewczyna i dumnie wykroczyła z pomieszczenia.
Kamila przyrzekła krwawy odwet.

Ojciec i Matka poszli do teatru, Ania i Tomek zniknęli (miała nadzieję, że szybko nie wrócą) , a Golem siał spustoszenie w domu któregoś z kolegów. Kamila spokojnie wyciągnęła się w salonie i znudzonym okiem wpatrywała się w ekran. Piątek , a ona siedzi w domu i wegetuje. Jestem towarzyskim zerem, pomyślała nie bez sarkazmu.
Usłyszała lekkie pukanie w drzwi . Warknęła w myślach wstając z kanapy i zbliżając się we wiadomym kierunku. Z rozmachem otworzyła je i stanęła twarzą w twarz z… czymś. Coś miało na sobie różową sukienkę w kwiatki i rudą perukę, spod której wymykały się blond włosy. Patrzyło na nią jakby speszone.
-Eee…- wydobył się odgłos z paszczy stwora.
Kamila otworzyła jeszcze szerzej oczy i wpatrywała się w to jak w obrazek.
-Bo ja. No…
Kamila usłyszała chichot i rozejrzała się szukając źródła szatańskich dźwięków. W drzwiach naprzeciwko, dwie postacie rżąc na śmiechu, kulały się po podłodze.
-Co do chole…- zaczęła, ale nie dane było jej skończyć. Została brutalnie wepchnięta do przedpokoju.
Zalała ją krew już miała zacząć krzyczeć, gdy postać ściągnęła perukę i ujrzała najpiękniejszego chłopaka jakiego kiedykolwiek spotkała. Był wysoki, włosy w kolorze pszenicy opadały mu na kark, a zielone oczy miały wyraz sarenki Bambii .Obelgi utkwiły jej w gardle i nie mogła nic powiedzieć.
-Przepraszam-odezwał się chłopak płonąc rumieńcem. W rękach miętosił rudą perukę i wyglądał strasznie niepewnie.- To był zakład…
W dziewczynie zagotowała się złość. W głowie odbijały się słowa „to był zakład”. Bardzo nie lubiła głupich zakładów. Było tak od czasu, gdy w trzeciej gimnazjum, wbrew własnej woli brała w takim udział. Wystarczyło ją poderwać. Kolega, który to wymyślił, stracił dwa zęby i czasowo oślepł. Teraz unika jej jak ognia. Podziałało to na nią jak płachta na byka. W dwóch krokach dopadła do chłopaka i wyrzuciła go z mieszkania, wrzeszcząc za nim wyrazy na „p” i „k” i okazyjnie na „ch”.
Czy ci ludzie są aż tak nienormalni, czy tylko ona zachowała jakieś resztki zdrowego rozsądku? Zgrzytając zębami wróciła do pokoju. Dowlokła się do kanapy czując ogarniające ją zmęczenie. Przymknęła oczy obmyślając zemstę na jasnowłosym potworze. Niby nic nie zrobił, ale doszczętnie zepsuł jej humor. Była w połowie wyimaginowanego morderstwa, kiedy zobaczyła chłopaka stojącego w salonie. Nie usłyszała nawet pukania. O ile gość w ogóle to zrobił.
-Życzysz sobie śmierci?- zapytała go uprzejmie
-Z twoich pięknych rąk, mogę przyjąć nawet herbatę z arszenikiem- odpowiedział bez skrępowania prezentując rzut ciała na kanapę- Mój kolega się nieco wydurnił. Przyjmij jego przeprosiny.
Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona.
- To był…
-Zakład-przerwała mu.
Chłopak uśmiechnął się ukazując dwa rzędy równych, białych zębów. Po chwili do niej dotarło.
-Kim ty jesteś do cholery i co robisz w moim mieszkaniu?!-zapytała niebotycznie zdumiona. Chyba jest ze mną źle, pomyślała. Zapewne, zareagowałaby tak samo na Papieża, Bruca Willisa albo Adama Małysza. Mruknęłaby tylko „ cukier jest w szafce po lewej” .
-Eee… Jestem Piotrek. Wprowadziłem się tutaj tydzień temu. Pamiętasz? We wtorek przyszedłem po klucz od piwnicy-powiedział zdziwiony. Kamila popatrzyła na niego jak na wariata.- Rozmawialiśmy przez chwilę.-dodał bardziej niepewnie.
Nadal nie mogła sobie przypomnieć. Pamiętała, że we wtorek były trzy stopnie, a zachmurzenie było umiarkowane, ale nie pamiętała żadnego klucza od piwnicy.
- Nawet jeśli tak było…- zaczęła ostrożnie.-To nie wyjaśnia co robisz tutaj. Teraz. Ze mną. W moim salonie.
Patrzył na nią jak na psychicznie chorą, albo jakby obawiał się, że zaraz wyskoczy oknem. Kamila powoli zaczęła się przyzwyczajać, ludzie często tak na nią patrzyli. Prawda była taka, że w jej rodzinie mało kto był normalny.
- No tak, skoro już mnie przeprosiłeś, to możesz już iść- warknęła.
-Mógłbym-zgodził się- Ale ty tego nie chcesz.
-Nie chcę?- zapytała oszołomiona.
-No widzisz. Nie chcesz.-wyszczerzył się.-Jak mógłbym nie przystać na twoją prośbę.
Kamila wstała i wskazała gościowi drzwi. W jej głowie pojawiały się bardzo przyjemne obrazy. Piotrek topiony we wannie. Piotrek ćwiartowany na stole. Piotrek rzucony na pożarcie Golemowi. Bardzo jej się to spodobało.
-Wyjdź-wychrypiała odpędzając obrazy brutalnego zabójstwa chłopaka i własnych rąk w krwi.
-Ale ja…
-Wynocha-wrzasnęła chwytając Piotrka za kostkę i ciągnąc w stronę drzwi. Gdy była wkurzona wzrastała jej siła. Wyrzuciła go na korytarz i przezornie przekręciła zamek w drzwiach. Jeśli ktokolwiek ją jeszcze odwiedzi, to będzie jej potrzebny szpadel, worek na zwłoki, osłona nocy i ciemny las. Przy odrobinie szczęścia policjanci z Miami odnajdą trupa po wiosennych roztopach.

Gdy Kamila rano weszła do kuchni, zastała tam tylko narzeczonego swojej siostry, siorbiącego kawę.
-Dzień dobry- uśmiechnął się do niej miło.
Dziewczyna tylko skinęła głową w odpowiedzi. W ustach miała sucho, pod powiekami miała piasek, a dziwne wspomnienia krążyły po jej głowie. Poza tym, miała dziwny sen. Śniło jej się, że została zaatakowana przez stado rudowłosych żab, wykrzykujących piosenki patriotyczne. Płazy próbowały odgryźć jej uszy, ale w ostatniej chwili uratował ją żabi książę. Potem polizał ją po policzku, a w tle zachodziło słońce. Gdy się obudziła, okazało się, że jej pies, Adolf , obślinia jej twarz. Czym prędzej udała się do łazienki. Nigdy nie wiadomo, co ten stwór miał wcześniej w pysku.
-Zjesz może jakieś śniadanko?- zapytał ją uprzejmie stawiając przed nią kubek z gorącą herbatą.
-Nie spieszysz się na zajęcia? – upewniła się. Upiła łyczek złocistego płynu i zakrztusiła się. Nie ma co, pomyślała z goryczą, kaleka ze mnie. Nawet nie mogę się normalnie napić. Ciekawe co zrobię, gdy będę stara. Będę się chyba odżywiać przez rurkę, bo inaczej się uduszę przy pierwszym łyku. Kaszląc wstała od stołu.
Tomek stanął za nią i ostrożnie poklepał ją po plecach. Znalazł się zbyt blisko niej, więc czuła jego oddech na swoim karku. Pachniał bardzo przyjemnie.
-Już lepiej?
Troska w jego głosie była dobrze słyszalna. Chyba jej wybaczył, że poprzedniego dnia próbowała go zabić, waląc jego głową w ścianę.
-Tak, dziękuje…- odparła zarumieniona.
To pewnie od kaszlu, uspokoiła się.
-Nie strasz mnie tak-obdarował ją ślicznym uśmiechem i postawił przed nią talerz z kanapką- Mam nadzieję, że lubisz szynkę. Tylko to mieli w sklepie na dole. Później skoczę na większe zakupy.
Dziewczynę zdziwiło to, jak szybko się tutaj zaaklimatyzował.
-Nie mam nic przeciwko szynce, jeśli się nie rusza. Nie chciałabym, aby mi uciekła z kanapki- mruknęła Tomek tylko się zaśmiał. Nagle poczuła się skrępowana w swojej ulubionej pidżamie. Próbowała sobie wytłumaczyć, że to pewnie dlatego, iż widzi tego człowieka drugi raz w życiu, a nie dlatego, że obawia się co sądzi o jej nogach. Szybko zjadła kanapkę próbując się nie udusić i nie zrobić z siebie większej kretynki.
-Może wybierzesz się ze mną?- zapytał wyglądając zza gazety, którą właśnie czytał. Chyba nie przeszkadzały mu ślady zębów Adolfa przecinające artykuły.
-Mam lepsze rzeczy do roboty-odparła opryskliwie, chociaż właściwie nie miała. Będzie oglądać cały dzień brazylijskie seriale i zastanawiać się kto, do cholerny, tworzy takie bzdury. A potem będzie kontemplować ciemne plamy zdobiące sufit jej pokoju. By w końcu zapaść w letarg i dotrwać do wieczora.
-Na przykład?- zapytał totalnie niezrażony mrużąc oczy.
Kamila przez chwilkę przyglądała mu się. Był całkiem przystojny. Ciemne włosy układały się nad jego czołem tworząc zadziorną grzywkę. A brązowe oczy błyskały ciepło spomiędzy firany rzęs. Na bardzo męskiej szczęce widniał dwudniowy zarost. Miał bardzo ładne rzęsy. Kamila wyzywała siebie od najgorszych. To narzeczony twojej siostry. To narzeczony twojej siostry, powtarzała w myślach.
-Będę oswajać się z myślą, że w biegu do łazienki będzie jeszcze jeden uczestnik, a w pokoju gościnnym śpi sobie obcy facet, który może mnie zabić, poćwiartować i…- przerwała, bo usłyszała jego śmiech.
- Nie chcę cię zabić, ani poćwiartować. Poza tym, z żywą tobą może być ciekawiej, niż z twoimi zimnymi zwłokami- mrugnął do niej wstając . Skierował się do zlewu i zaczął myć piętrzące się w nim naczynia.
-I tak nie pójdę z tobą na zakupy- odpowiedziała buńczucznie.
Odprowadzona jego śmiechem wyszła z kuchni. Wchodząc do swojego pokoju potknęła się o stertę ciuchów i padła jak długa. Pomyślała nawet , że warto tu posprzątać, stworzyła nawet krótką listę plusów i minusów. W plusach znajdowały się rzeczy jak; będzie w końcu mogła normalnie oddychać, pozbędzie się grzyba ze ścian, w końcu znajdzie dawno zgubione ubrania. Po umyciu okien zobaczy świat za oknem, a po wymianie materaca w końcu się wyśpi. Plusów było dużo, ale jeden minus przewyższył wszystko; bardzo, ale to bardzo jej się nie chciało. Może kiedy indziej.

Najpierw ignorowała odgłosy dochodzące z kuchni. Potem zakryła głowę poduszką. Na końcu próbowała się ogłuszyć, ale na nic się to nie zdało. Wciąż słyszała śpiewającego studenta. Gdy ostatnia nuta „Love me tender” Elvisa zabrzmiała ,wkroczyła do kuchni z morderczym wyrazem twarzy.
- Czy ty zwariowałeś?- wycedziła opierając się o framugę.
Odwrócił się z rozbawionym wyrazem twarzy i posłał jej uroczy uśmiech.
-Chyba ci nie przeszkodziłem w niczym? Gdy sprzątam, lubię śpiewać…
-Wyć- uświadomiła go- Brzmisz jak głodny pies.
Wyglądał na trochę urażonego.
-Myślałem, że polecisz, na mój seksowny bas.
-Wystarczy, że Ania poleciała- skomentowała zaglądając do lodówki. Wciąż była pusta.- Miałeś iść na zakupy.
-Dlaczego ty nie pójdziesz?- syknął zły. Odwracając się do niej plecami. Uniosła brwi zdziwiona.
-Bo nie mam na to ochoty.
-A ja mam mieć? –warknął wychodząc z pomieszczenia. Kamila powiodła za nim wzrokiem. Cholerna primadonna. Najpierw sam się deklaruje, a potem fochy stroi. Wyszła za nim.
-O co ci chodzi?- zapytała go pozorując uprzejmość.
Tomek leżał na kanapie i gapił się w wyłączony telewizor. Próbował wyglądać na bardzo zajętego.
-Mnie? O nic.
-Jesteś zły.
-A co? Masz monopol na wkurzanie się bez powodu?
-Nie obrażaj się- mruknęła siadając obok niego- Nie każdy ładnie śpiewa…
Rzucił jej urażone spojrzenie. Chyba nie o to mu chodzi, pomyślała. To Ania powinna się użerać ze swoim narzeczonym. Nie wiedziała, czym go tak wkurzyła. Przecież skomentowała tylko jego śpiew. Wielu ludzi wytrzymuje gorsze docinki z jej strony.
-Pójdziemy na zakupy?- chwyciła się ostatniej deski ratunku. Ktoś musiał je zrobić, jeśli nie chcieli umrzeć z głodu. A znając resztę familii…
-Idź sama-odpowiedział.
Spiorunowała go wzorkiem i wstała. Założyła buty i kurtkę, sprawdziła czy ma pieniądze i wyszła z domu całą swoją siłę wkładając w trzaśnięcie drzwiami.
Głupek, burak, buc, cham, prostak , degenerat, powtarzała w duchu schodząc powoli schodami.
Gdy była na półpiętrze zatrzymała się i uderzyła głową w ścianę. Tym razem przekleństwa jak rwąca rzeka popłynęły, zmieniając kierunek. W myślach wyzywała samą siebie.
-Hej, mała-usłyszała za sobą wesoły głos sąsiada Piotrka. Zbiegł na dół i stanął przed nią w całym rynsztunku.
Jeśli wychodząc z domu miała ochotę zamordować tylko Tomka, to teraz miała ochotę wymordować połowę ludzkiej populacji. Jedno pytanie brzmiało w jej głowie... „ Dlaczego ja?”.
-Dokąd wędrujesz, księżniczko? –wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Na grzyby-odpowiedziała spokojnie wymijając go. Miała nadzieję, że chłopak się odczepi. Nie potrzebowała towarzystwa. No, chyba że, cholerny Tomek się sformatuje i przywlecze tu swoje ciało, ale do tego nie przyznałaby się, nawet na torturach.
-Mamy środek zimy- odpowiedział nieco zdziwiony idąc za nią.
Chyba nie zrozumiał. Kamila chciała gryźć i kopać. Dlaczego ci ludzie się od niej nie odczepią?
No, dlaczego?
Zatrzymała się w połowie drogi i usiadła na schodach. Nie miała siły odpędzać chłopaka. Potrzebowała tylko chwili, aby się zebrać. Czy pójście na zakupy, zawsze sprawiało tyle problemów? Oczywiście, że nie. Dopóki ten obrażalski bałwan nie pojawił się w ich domu, mogła spokojnie wyjść i udać się do spożywczaka, lub gdziekolwiek. Poza tym, jej nowy sąsiad, wkurzał ją jeszcze bardziej. Czy ona wyglądała na osobę, która potrzebuje towarzystwa. Potarła twarz i przegryzła wargę czując twardą stal kolczyka.
Piotrek usiadł obok niej.
-Posłuchaj-poprosiła go spokojnie- Ja policzę do trzech, a ty się stąd zabierzesz. Jeśli tego nie uczynisz, zrobię ci gastroskopie wężem ogrodniczym, a potem poddam cie bolesnym torturom.
Zamknęła oczy i policzyła spokojnie. Otworzyła je i zobaczyła tylko kawałek jego bluzy znikającej za rogiem. Odetchnęła z ulgą. Położyła głowę na kolanach nagle bardzo zmęczona. Gdy usłyszała kroki, pomyślała że to Piotrek wraca.
-Spadaj-warknęła nawet nie patrząc na przybysza.
-Tak mnie witasz? Sądziłem, że masz ochotę na małe zakupy?- odpowiedział jej głosy nienależący do sąsiada. Podniosła głowę i spojrzała w brązowe oczy Tomka. Wydawał się być zadowolony. Podał jej rękę, by pomóc .
Uśmiechnęła się do niego lekko.
-Jesteś kretynem- poinformowała go- Ale wolę twoje towarzystwo.
Musiała przyznać, że zakupy z tym niemożliwym człowiekiem były nawet przyjemne. Tomek okazał się godnym kompanem. Opowiadał jej historie ze studiów, więc śmiała się prawie cały czas. Nie dziwiła się wcale dlaczego siostra go wybrała… Ale dlaczego on wybrał ją? Tego nie wiedziała.

Obudził ją śmiech siostry. Ania miała denerwujący zwyczaj chrumkania w chwilach najwyższej uciechy. Kto, przy zdrowych zmysłach, chciałby tego słuchaj przez całe życie? Zapytała sama siebie i sama sobie odpowiedziała. Tomek. Dlaczego tak trudno jej było pogodzić się z myślą, że za trzy tygodnie będzie mogła do niego mówić per „szwagier”? Jakoś przez ostatnie dni zdołała się przyzwyczaić do Tomkowego towarzystwa. Zawsze gdy rano wchodziła do kuchni on już tam był. Jedli razem śniadanie, a potem oglądali „Przyjaciół” przegryzając chipsy.
-Witaj, siostro!- zawołała do niej Anka, gdy Kamila przemykała do łazienki.
Zignorowała ją.
-Już od rana masz zły humor, złośnico?- zapytał ją Tomek szczerząc się perfidnie do Ani i obejmując ją ramieniem.
Mimo tego, że nie miała ochoty na kłótnie, odpowiedziała złośliwie:
-Jeżeli obudziłby cię śmiech twojej własnej siostry, który brzmi jak świnia w rui, to też nie miałbyś najlepszego humoru. A widząc was oboje, moje samopoczucie oscyluje między dnem a mułem i wodorostami.
Spojrzeli na nią za zdziwieniem. A ona zadowolona weszła do łazienki. Miło było zobaczyć jak uśmiech spełza z twarzy siostry.

Nikt nie wiedział, dlaczego jest taka wściekła. Ona sama nie wiedziała. Po prostu, miała zły dzień i na pewno, nie miało to związku ze ślubem tych dwojga. Spojrzała w wielkie lustro stojące w łazience i wykrzywiła usta w grymasie. Nie spodobało jej się, to co zobaczyła. Włosy miała potargane i stojące każdy w inną stronę. Ciemne podkowy pod oczami przypominały makijaż klauna cyrkowego. A przez prawy policzek przebiegał odbity szew poduszki. Dlaczego dobra rodzinne takie jak; piękne blond włosy i niebieskie oczy, nie zostały jej przydzielone? Ania była piękna. Ona była bestią, a Golem… to był Golem. Obleśny, zasmarkany, no, mogłaby wymieniać wieki, ale nie w tym rzecz. Ona sama nie była nawet ładna. Zwykłe ciemno-nijakie włosy, szare oczy. Ogarnęła się i tylko patrzyła w lustro wzdychając jak męczennica.
Usłyszała lekkie pukanie w łazienkowe drzwi.
-Czego?- burknęła całkiem uprzejmie.
-Ciebie.-usłyszała w odpowiedzi wesoły głos Tomka.
Wbrew sobie zaczerwieniła się. Bardzo chciała aby jej siostra była szczęśliwa, ale dlaczego akurat z nim? Nie chciała ich rozdzielać, co to, to nie. Wolałaby rzucić się z dziesiątego piętra. Skarciła się w duszy mrucząc; znasz tego kolesia nieco ponad tydzień i już wariujesz. Jestem jak ten Speede Gonzales, pomyślała z lekkim rozbawieniem. Otworzyła drzwi i stanęła oko w oko, a raczej oko w klatkę piersiową, z Tomkiem. Podniosła głowę na wysokość metra dziewięćdziesięciu i spotkała zdziwione spojrzenie.
-Już wolne. Chyba nie siedziałam zbyt długo? – zapytała go uprzejmie.
-Zbyt długo- mruknął- Nie zdążę się umalować.
-Wolę cię naturalnie.-roześmiała się lekko i poszła do kuchni.
Już czekało na nią śniadanie. Wzdychając wypiła trochę kawy. Zaraz po niej przyszedł Tomek i zajął miejsce naprzeciw niej.
-Gdzie Ania?- zapytała żeby o coś zapytać.
-Poszła na zajęcia- odparł nadal obserwując ją bacznie.
-Przestaniesz się na mnie gapić?- zdenerwowała się w końcu.- Mam coś na twarzy? Może nos, albo oczy? To całkiem normalne u mojego gatunku.
-Gatunku złośnika szkodliwego?
Prychnęła w odpowiedzi. Opryskliwością i złośliwością chciała przykryć, że polubiła tego matołka. Może to było głupio z jej strony, ale czego się nie robi w młodości?
-Powiedzmy, że … - urwała.
Z jej kieszeni wydobył się śmiech i musiała odebrać telefon. Spojrzała na wyświetlacz i nagle zamarła. Daniel. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Daniel, to był koleś w którym kochała się, z małymi przerwami na Alana Rickman’a, od pierwszej klasy w gimnazjum. Gapiła się na komórkę i nie mogła zmusić żadnego ze swoich członków do poruszenia się.
Tomek spostrzegł jej nienaturalne zachowanie i również spojrzał na telefon. Zobaczył napis „Daniel dzwoni” i mruknął:
-Może odbierzesz?
Kamila rzuciła mu urażone spojrzenie i nacisnęła zieloną słuchawkę. Przez chwilkę po drugiej stronie brzmiała tylko cisza.
-Już myślałem, że nie odbierzesz- odezwał się nagle głos przyprawiając ją o zawał serca.
-Też tak myślałam- odpowiedziała zanim zdążyła ugryźć się w język. W nagrodę otrzymała całkowicie rozbawione spojrzenie studenta.
-Jednak cieszę się, że to zrobiłaś. Słuchaj, wybieramy się dzisiaj grupką z klasy na łyżwy i gdybyś chciała…
-Tak!- wykrzyknęła zanim zdążył skończyć.- To znaczy… Oczywiście, bardzo chętnie.
Daniel roześmiał się lekko i dodał:
-Jeżeli chciałabyś jeszcze kogoś przyprowadzić, to się nie krępuj, ale tylko fajni ludzie. Dziś o piętnastej.
-Nie znam nikogo fajnego- podkreśliła to słowo patrząc na Tomka, który tylko prychnął - kto chciałby się z nami wybrać. Jakie atrakcje są przewidziane? Oprócz połamania nóg, oczywiście.
Chłopak odpowiedział swobodnie, ale dziewczyna miała wrażenie, że i on uśmiecha się do słuchawki:
- Po wszystkim, jeśli będziesz miała ochotę, możemy wybrać się na gorącą czekoladę… Jeśli chcesz.
Zarumieniła się lekko i powiedziała zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
- Z tobą zawsze…
Zanim dotarło do niej co powiedziała usłyszała tylko śmiech kolegi i potwierdzenie, że spotkają się na lodowisku przy kasach. Z sercem w gardle rozłączyła się.

Tomek obserwował ją uważnie. Wyglądał przy tym, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak.
Oparła głowę o blat stołu i posłała mu anielski uśmiech.
-Nie uśmiechaj się tak- skrzywił się przestraszony - wyglądasz jakbyś była na coś chora.
Niewiele ją to obchodziło. Mam randkę, pomyślała. Po tej myśli jej mózg się zagotował i zaczęła radośnie pląsać po kuchni.
Tomek nic nie powiedział.
Dziewczyna zaczęła skakać po stole.
Tomek wciąż milczał.
Dziewczyna zaczęła ściągać bluzkę i wymachiwać nią nad głową.
Tomek wyszedł.

Po dramatycznej walce z ubraniami zdołała się doprowadzić do porządku. Godzinę przed czasem była już gotowa. Gdy weszła do salonu Tomek właśnie zakładał kurtkę.
-Gdzie idziesz?
-Chyba cię to nie obchodzi -odparł brzmiąc na niezadowolonego.
-Obchodzi- mruknęła i w nagłym olśnieniu zaproponowała- Możesz iść ze mną. Chociaż wątpię, że towarzystwo licealistów ci opowiada. Bo my jesteśmy licealistami, wiesz. Szaleni z nas ludzie- zaczęła paplać.
Posłał jej diaboliczne spojrzenie. Tylko na to czekał.
-Chętnie z tobą pójdę. Poznam twoich znajomych- mruknął złowieszczo. Dziewczyna ciężko przełknęła ślinę. To miał być jej dzień. Dlaczego to zaproponowała? Cholera! Dlaczego zawsze najpierw mówi, a potem dopiero myśli? Zaczęła uderzać głową w ścianę burcząc pod nosem przekleństwa.
-Zrobisz sobie krzywdę- upomniał ją Tomek.
-Cicho bądź- odburknęła trąc obolałe czoło.- Masz się zachowywać przyzwoicie. Zero żartów o murzynach, wciągania nitek, makaronu czy czegokolwiek nosem…
- Już tego nie robię.
-Zero podrywania moich koleżanek, kolegów czy sprzedawczyń… - rozkręcała się.
On tylko zaczął się śmiać i poszedł do swojego, a raczej do pokoju jego i Anki. Poszła za nim i stanęła jak wryta. W pokoju jej siostry stały dwa łóżka. Dwa. Nie jedno. Dwa łóżka. Łóżko sztuk dwie.
-Nie śpicie razem?- zapytała tonem przyjacielskiej pogawędki.
Odwrócił się do niej nagle speszony.
-Ja… ee… sorry, nie powinnam pytać.
- Nie śpimy razem. Jesteśmy zdania, że ee, takie rzeczy powinno się robić dopiero po, eeee, ślubie. Który nastąpi już niedługo, więc pewnie to zrobimy, ale…- urwał rumieniąc się- Nie sypiamy razem. Kiwnęła głową trawiąc informację.
-Chodźmy już. Nie mam ochoty się spóźnić…

W autobusie nie było siedzącego miejsca, więc razem z chłopakiem stali. On trzymał rękę na uchwycie, a ona opierała się na jego klatce piersiowej przy każdym zakręcie. Nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Jej jednak tak. Czuła jakby zdradzała swoją siostrę, mimo tego, że w najmniejszym stopniu nie była to jej wina. Odwróciła głowę w jego stronę i mruknęła:
-Te cholerne autobusy są zbyt wąskie…
W tym momencie kierowca wziął zakręt , a ona poleciała całym ciałem na Tomka. Znalazła się stanowczo za blisko niego. By utrzymać równowagę przytrzymał ją w pasie, co dało efekt odwrotny od zamierzonego. Poczuła, że się rumieni.
- Jeśli rzucisz żartem typu „Lecisz na mnie?”, to nigdzie ze mną nie idziesz!- burknęła gdy stanęła pewniej na nogach.
- To ty wkroczyłaś w moją przestrzeń życiową, niewdzięcznico… - odpowiedział jej na ucho.
Gdy dojechali szybko wyskoczyła z pojazdu i skierowała się w stronę lodowiska. Przy kasach było już kilka osób z jej klasy.
-Cześć wam!- zawołała radośnie, bo naprawdę stęskniła się za niektórymi.
-Kama…- pisnęła Zula przytulając ją radośnie- Hm, hm… kogo nam tutaj przyprowadziłaś?- zmierzyła Tomka oceniającym spojrzeniem.
-To…- nie wiedziała co powiedzieć.
- Mój przyjaciel Tomek- dokończył za nią podając rękę Zulii.
Usłyszała za sobą kroki, a potem ktoś zakrył jej oczy.
-Zgadnij kto to.
-Daniel- roześmiała się, bo doskonale znała głos kolegi. Uśmiechnęła się do niego, mając nadzieję, że wygląda czarująco, a nie, jak powiedział Tomek, jakby miała deformacje twarzy.
- Dobrze, że przyszłaś.-Uściskał ją lekko, a ona miała wrażenie, że zaraz się rozpłynie.- Jednak kogoś przyprowadziłaś.
Zmierzył Tomka chłodnym spojrzeniem.
-Tak… to właściwie narzeczony mojej siostry. Nudziłby się w domu, więc…
-Rozumiem- roześmiał się- To chodźmy. Zabawimy si ę.
Jeśli zakrwawione piszczele wystające z nóg, można nazwać zabawą, pomyślała i ruszyli.

6617 wyświetleń
100 tekstów
5 obserwujących
  • 3 January 2014, 19:25

    To już koniec czy może będzie ciąg dalszy? Jestem bardzo ciekawa co będzie się działo ; )