Menu
Gildia Pióra na Patronite

OPOWIADANIE DLA TERAPEUTKI CZ. 13

fyrfle

fyrfle

Stali teraz, trzymając się za dłonie i rozglądali się dookoła. Mieli przed sobą szachownice pól. Jedne były prostokątami czarnej zaoranej ziemi, pozostawionej na zimę w głębokiej i ostrej skibie, tak aby mróz, woda, powietrze, wiatr, turgor ziemi uczyniły z niej glebę zdolną wydać satysfakcjonujący rolnika plon. Inne były wielokątami zieleni, którą stanowiły posiane jesienią oziminy. W dali rysowały się drzewa przy drodze powiatowej ode wsi do de wsi, po której tak lubili "depnąć" rowerzyści nasi szpitalni, ubrani w styl. Ruszyli spokojnie, co chwilę ściskając sobie dłonie, po czym odwracali się twarzami i obdarowywali siebie błogimi uśmiechami, raz po raz przylegając do siebie ustami i radując się tymi czułymi pocałunkami, też we włosy, uszy, szyję, policzki, brodę,...Tak doszli do asfaltowej drogi i skręcili w prawo do wioski. Po jej obydwu stronach rosły dęby, a jednym z nich było bocianie gniazdo, jeszcze w tym roku nie zasiedlone.

- Ciekawe czy tu gniazdują bociany? - zapytała Ania.
- Wiem co cię intryguje. - z uśmiechem powiedział Witek.Jakiś metr nad gniazdem usadowionym na grubym konarze, była druga gałąź, która jak się wydawało mogła ptakom przeszkadzać w startowaniu jak i lądowaniu. Podpatrując wywijasowate korony dębów i i zarośla w rowach, całując się i wręcz momentami lubieżnie pieszcząc , doszli do wioski. Uwagę ich przykuła jedna z zagród, która była mini skansenem starych maszyn rolniczych. Samo obejście było już mocno zaniedbane, jak i maszyny, które były eksponatami. Przerośniętę już były, teraz już wyschłymi, wszelkimi hebziami. Przeżarte były już mocno rdzą, a farba wypiętrzył się w farfocle, które strącał powoli wiatr przemijania.
- Terapeutka mówiła, że niegdyś, kiedy ten rolnik był młodszy i tryskał zdrowiem, to obejście skansenu kwitło, a maszyny lśniły czystością. Za drobną opłatą przyjmował wycieczki ze szpitala czy okolicznych szkół albo turystów i oprowadzał, tłumaczył, opowiadał barwne tutejsze anegdoty i historię tych ziem oraz ludności. Organizował nawet poczęstunki miejscowymi specjałami kulinarnymi i bimbrem.
- Teraz nie za bardzo to wszystko wygląda - może już nie żyje?
- Żyje, ale mało wychodzi z domu - wymaga opieki i taką otrzymuje od różnych ludzi i instytucji - tak zapewniała mnie terapeutka.
Szli dalej i za chwilę ich uwaga przekierowała się na kamienny kościół po lewej stronie wioskowej asfaltówki. Prezentował się pięknie i budził ich szczery podziw. Jego architekt wiedział jak olśnić i przyciągnąć wiernych i przyszłych odwiedzających. Już sam jego zewnętrzny design budził zachwyt i uwielbienie prostych dusz. Weszli na teren przykościelny i Ania zaczęła robić zdjęcia z różnych miejsc, czasem przybierając karkołomne postawy, a Witek to oczywiście zauważył i zapytał ją:
- Czyżbyś zajęła się fotografią artystyczną?
- Tak, mój kochany Wituśu. Od pewnego czasu zamieszczam swoje tak zwane, jak to tam nazywają prace, na pewnym portalu fotograficznym, wymagającym i snobistycznym portalu fotograficznym - moim zdanie oczywiście to snoby i pozerzy. No i bardzo często jednak się zdarza, że moja fotografia nominowana jest, a potem zostaje zdjęciem dnia. Ba! Już dwukrotnie moje zdjęcie zostało wybrane zdjęciem miesiąca, a przecież mamy za sobą dopiero trzy miesiące tegoż roku.
- No to fajnie, cieszę się! - i mocno pocałował ją w usta. Tymczasem kobieta, która wychodziła akurat z kościoła, wynosząc zeń stare kwiaty, pokiwała głową, czyniąc oburzony wyraz twarzy, typowej hipokrytki dewociej. Następnie wystrzeliła w ich stronę jadem kobry - "mamusi polki":

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 20 November 2015, 19:59

    Bardzo dobry tekst
    dst.