Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wizyta Duszpasterska

fyrfle

fyrfle

Sierżant dzień rozpoczął od staromodnego śniadania. Usmażył na cebulce kiszkę i zjadł ją z chlebem. Potem rozchylił firany i sprawdził temperaturę na zewnątrz domu na termometrze przymocowanym do ściany północnego balkonu. Było minus 8 stopni Celsjusza i słychać było buczenie wiatru, co to miał mieć tu i ówdzie siłę orkanu, ale na szczęście zwłaszcza ówdzie. Poza tym było ciemno i sierżant nic nie dostrzegał ze świata, który przecież był i dział się za oknami. Dzisiaj od dziewiątej miała zacząć się tak zwana wizyta duszpasterska, a więc trzeba mu było pójść do gieesowskiego sklepu i rozmienić pieniądze oraz zakupić koperty na pieniądze dla księdza i organisty. Pieniądze ministrantom miał dać bez koperty - tak poinstruowała go sąsiadka z północnej strony ogrodu, którą o materię rzeczy wypytał szczegółowo, a ona mu chętnie ową materię przybliżyła. Do czerwonego polaru włożył smartfona i portfel i zeszedł dębowymi schodami na poziom zero, gdzie na czarno - czerwone skarpetki wezuł czarne i sznurowane buty zimowe, a potem obwinął szyję czarno brązowym szalikiem. Na głowę założył siwo czarną czapkę, żeby wdziać na siebie wreszcie ciepłą czarną kapotę czyli kurtkę. Tak opatulon szczelnie wyszedł w tą nieprzyjazną aurę. Szedł poboczem albo trawnikami, bo na asfalcie ulic leżał zlodowaciały śnieg i było skrajnie ślisko. Wchodząc do sklepu powiedział:

- Szczęść Boże.
- Bóg zapłać - odpowiedziała mu sklepowa oparta łokciami na blacie lady i głośno opowiadająca sprzedawczyni na mięsnym swój przepis na szarlotkę. Sklepowe były zwykłe, bez żadnej kostrapatości, to też nie zwróciły jego szerszej bądź głębszej uwagi. Poszedł więc po koperty i wziął ich dziesięć, a wracając sięgną po legendarną czeską czekoladę "studentska", która charakteryzowała się słodkością inną niż wszystkie inne słodkości. Zapłacił i tak rozmienił sto złotych na drobne, potrzebne mu do obdzielenia księdza, organisty i ministrantów. Wracając przy domu zauważył, że jego kotka z głośnym wrzaskiem szamoce się z własną matką na kostce betonowej przed domem. Widząc go Szarotka uciekła na swoje podwórko, a Kiri podbiegła do niego i zaczęła się łasić do jego nóg. Pogłaskał ją i zawołał, aby przyszła wreszcie do domu, gdzie miała naszykowanę jedzenie i wodę. Weszła z nim do domu i natychmiast pobiegła na górę do swojego lokum.
Mirosław Edwardowicz rozebrał się: zezuł buty i rozdział wszystkie bambetle, po czym wszedł do kuchni, gdzie podzielił pieniądze. Najsampierw włożył do księżynej koperty 50 złotych, potem do organiścinej 30 złotych i 20 złotych schował do kieszeni - te da ministrantom. Ksiądz miał dzisiaj 40 rodzin do zainkasowania, to dwa tysiące zbierze. A niech ma, myślał sobie sierżant - może co komu pomoże, może co z kimś sensownie porozmawia?! Kopertę dla księdza położył na stole z białym obrusem , krzyżem, świecami, pismem świętym i gościem niedzielnym oraz polityką. Kopertę dla organisty schował w kieszeni lewej, a w prawej miał dwie dyszki dla ministrantów. Wrócił do kuchni i nabrał wody do czajnika. Była pora na kawę. Nasypał dwie sowite łyżeczki Lawazzy do szklanki i włożył ją do wiklinowego koszyczka.Postawił wodę na elektrycznym piecu Amiki i przekręcił pokrętło na 3. Siadł na krześle i czekał. Do kuchni wpadła Kiri i zaczęła mu się łasić do nóg, a potem wskoczyła mu na kolana i słodko mruczała, ale zaraz zeskoczyła i zaczęła się plecami tarzać po kuchennych kafelkach, po czym wskoczyła na zlew i zaraz zeskoczyła. Pobiegła do żółtego pokoju i tam wskoczyła na stolik do kawy i z gazetami. Potem skakała po wersalce i fotelach, po czym nagle położyła się i zasnęła we wschodnim fotelu, tym pod Matką Boską z Dzieciątkiem Jezus.
Czajnik zagwizdał i sierżant zalał kawę, a potem z lodówki wyciągnął talerz z ciastem - jeszcze ze Świąt. Wybrał z niego jabłecznik i pijaka. Przełożył je na mniejszy talerzyk i ponownie schował ciasto do lodówki Beko. Przeszedł z kawą i ciastem do żółtego pokoju. Postawił je na stoliku i usiadł na wersalce, po czym sięgną po księgę fraszek, otworzył ją na ostatnio czytanej stronie i zaraz na jego ustach pojawił się najszczerszy uśmiech. O tym, że coś szczególnego dzieje się w obrębie placu, świadczyło głośne szczekanie całego psiego towarzystwa. Po psich właśnie dyskursach wiedział, że ksiądz przybył punktualnie i wizyta duszpasterska zaczęła się.
Pijak był słodki, ale miał za mało alkoholu w sobie, toteż sierżant poszedł do zielonego pokoju i przyniósł butelką absolutu i skropił nim ciasto z każdej strony , po czym odłożył je, aby przesiąkł alkoholem, a tymczasem delektował się jabłecznikiem, który był naprawdę smaczny. Za jabłecznik napisze e - mail pochwalny do właścicielki cukierni.
Poczytał fraszki sierżant, pośmiał się , wypił kawę i zjadł ciasto. Po czym wstał poszedł do kuchni, opłukał szklankę i włożył ją i talerzyk do zmywarki Candy. Podszedł do wschodniego okna kuchni i nic nie widział, tylko ścianę kotłującego się w zawierusze śniegu. Wiatr wiał z północy i był bardzo silny, ale jeszcze jakimś sposobem wyczyniał jakieś kiksy, że całe śnieżynkowe towarzystwo lecąc z północy na południe, to kręciło się we wszystkie strony, jak chaos elektronów. I nagle zadymka zaczęła kończyć się, a sierżant jakieś 300 metrów przed sobą zobaczył czterech mężczyzn w bieli idących do dwóch domów na potokiem. Nie bardzo rozpoznawał, ale po różnicy wzrostu kombinował, że to jednak będzie kościelny z księdzem Stefanem. Wrócił do zielonego pokoju i zobaczył co tam na forach internetowych. Jatka jak zwykle, do której sam przykładał mocno swoje dłonie, pisząc prowokacyjnie, zadziornie i nie odpuszczając wszemu co uznawał za zło, które trzeba tępić chociaż ostrym słowem. Zło to czernomarszokodowcy, kleria biskupia, platformersi i wszelka żydofinansjera - w ogóle wielu nacji nie lubił, wiele instytucji i organizacji. Sam z obecnych rządów nic nie miał, ale cieszył się, że część pieniędzy państwa postanowiły rozdać zwykłym polskim rodzinom. Zdawał sobie sprawę, że i wśród nich są i będą złodzieje, ale na razie jest mniej jak więcej złodziei, to dawał im fory w swoich notowaniach. Tego dnia ostro bronił swojego drakońskiego stanowiska wobec tych, których uważał za wrogów normalności i Rzeczypospolitej, a więc jak zwykle zaczęli mu grozić regulaminami, pisać o obrażonych uczuciach religijnych i czarnomarszowych oraz nawet żydokodowych, a więc postanowił wycofać swój felieton. Problem z uczestnikami portali literackich jest taki, że to ludziw przewrażliwione, depresesanty wszelkie, które szukają aniołów, ich skrzydeł miedzy ludżmi - ba, oni niektórych ludzi mają za aniołów, chcieliby, aby zamiast deszczu spadała poezja, a zamiast ziemniaków rosły liryki. Straszne to zakręceńce są , ale i z takim trzeba żyć - odpuścić im, a myśleć i po cichu robić swoją pozytywistyczną robotę i nie zwracać za bardzo uwagę, kiedy widzą w twoich oczach lub pod powieką cień jabłoni rajskiej - cóż oni tak mają, nie znajdują się w real world.

Koniec części pierwszej

297 789 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!