Menu
Gildia Pióra na Patronite

Oddanie w zaświaty

Canaletta

Canaletta

Siedziała przy stole kuchennym, jedząc kolację. Nic specjalnego, zwykła jajecznica z pomidorem i cebulą, do tego kawałek chleba posmarowany masłem i ciepła herbata z cytryną. Siedziała w ciemności, starając się delektować smakiem przygotowanego posiłku, który i tak nie smakował jak kiedyś. Niektóre rzeczy nigdy nie będą smakowały, jak kiedyś.

Nagle usłyszała trzask. Nieznacznie się poruszyła, kątem oka starając się dojrzeć, skąd pochodził ten dźwięk. Gęsia skórka wystąpiła na całym jej ciele, jakby czuła podświadomie, że wydarzy się coś strasznego. I dokładnie w tym samym momencie, gdy o tym pomyślała, jej krzesło wraz z nią poczęło lewitować w powietrzu. Najpierw nieznacznie odsunęła się od stołu, ciągle unosząc się w górze, to wyżej, ciągle wyżej, aż odsunęła się znacznie na środek kuchni. Chwilę tkwiła w miejscu, dając jej możliwość rozeznania się w sytuacji. Po chwili jednak krzesło z kobietą zaczęło obracać się wokół własnej osi. Po pomieszczeniu rozległ się pisk kobiety. Dłonie mocno zacisnęły się na krawędzi krzesła, aż pobielały. Strach robił się coraz większy, ogarniał ją całą. Wirujący pokój stawał się jedną wielką plamę, której nie była wstanie dostrzec.
- Proszę, przestań… Julie, przestań. Boję się. – Mruczała pod nosem, poczynając łkać, nie wiedząc do końca, jak powinna się zachować. Wszakże łudziła się, że ta fala czarnej magii, to ona, jej zmarła przyjaciółka, która odeszła dwa lata temu, pozostawiając po sobie proch. Matka Julie była uznawana za czarownicę, czarownicę dwudziestego pierwszego wieku, silną, która potrafiłaby obudzić ze zmarłych swoją córkę. Niestety, przez najbliższe dwa lata tak się nie stało, co doprowadzało do szału i wielu obsesji, wyimaginowanych akcji, aż do dziś.
Krzesło stanęło w miejscu, a potem opadło z hukiem na ziemie, zrzucając kobietę z siebie i rozpadając na tysiące kawałeczków.
Kobieta podniosła się z podłogi i usiadła obok lodówki, przyciągając nogi do brzucha i obejmując je dłońmi. Rozglądała się uważnie załzawionymi oczami po pomieszczeniu, nie mogąc się upewnić czy to co właśnie się wydarzyło, czego była świadkiem, zdarzyło się naprawdę. Przez chwilę tkwiła w bezruchu, analizując wszystko od początku. Dopiero gdy gwałtownie otworzyły się drzwi od kuchni, drgnęła.
- Nigdzie nie idę… Ty zrobisz mi krzywdę, a Julie nigdy by jej nie zrobiła!
Krzyk. Szybkie rozeznanie się w sytuacji, wstanięcie i oparcie się plecami o ścianę. Milczenie. Ciekawość robiła swoje. Niejedni wszakże mówili, że to pierwszy stopień do piekła, słyszała zaś, że inni podpowiadali, iż ciekawość to pierwszy stopień do odkrycia rzeczy pięknych. Którą z teorii w tym momencie powinna się kierować?
Odsunęła się od ściany, niepewnie rozglądając się wokoło. Na podłodze znajdowało się roztrzaskane krzesło, kawałki wspomnienia lawirującego krzesła. Pamiętała, że gdy biegały wokół stołu babci Julie, zawsze prosiły aby czymś poruszyły, aby krzesła lawirowały wśród nich. Nigdy oczywiście do tego nie doszło, a domysły o czarownicy nigdy nie zostały potwierdzone. Aż do teraz, teraz wiedziała, że to była prawda. Chciała, aby była to prawda. Chciała prosić życie, aby nie kazało jej uznać samej siebie za wariatkę.
Krok do przodu w stronę ciemności. Wiedziała, że w korytarzu znajdują się jedynie schody na górę, a mimo to i tak się bała, że spotka tam Julie, całą zakrwawioną, połamaną, z poharataną twarzą, martwą. Krok do przodu, strach ponownie wzrastał, a wraz z nim adrenalina. Kolejny krok, aż stanęła w przejściu, spoglądając na światło przy drzwiach. Rozświetlało się mocno, coraz mocniej, aż oślepiło ją całkowicie. Po chwili w miejscu światła pojawiła się ona, Julie, lecz wyglądała całkiem normalnie. Tak, jak zawsze. Zadbana, z idealnie ułożonymi włosami, pomalowanymi paznokciami, w markowych ciuchach. W dłoni trzymała pistolet, który był wymierzony w kobietę. Brunetkę, z przerażonymi oczami. Dopiero wtedy zaczęła się zastanawiać czy to jej się śni, czy dzieje się naprawdę. Ogromny huk z pistoletu i ból był znakiem, że działo się to w rzeczywistości. Julie żyła, jej śmierć była kłamstwem, a ona właśnie umierała.
Opadła na ziemię, ciężko oddychając. Czuła, jak dusza z niej ulatuje. Po chwili ujrzała nad sobą przyjaciółkę, która pochylając się, szeptała pewne słowa.
- Trzeba śmierci aby się odrodzić…

Krzyk. Nagła obecność ją przeraziła. Zerwała się z łóżka jakby przyśniło się jej coś złego. I tak chyba było. Rozejrzała się gwałtownie po sypialni, a widząc na komodzie pistolet, skinęła głową. Wstała z łóżka, podeszła do mebla i sięgnęła po broń. Chwilę później rozległ się huk. Kobieta opadła na podłogę, umierając. Oddając życie za odrodzenie się przyjaciółki.

12 518 wyświetleń
183 teksty
31 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!