Menu
Gildia Pióra na Patronite

POWINNOŚĆ

Skyline

Skyline

Przyjęcie jest równie nudne jak zazwyczaj.
Sądząc po ilości gości w sali balowej zebrała się połowa szlachty. Pod wysokim marmurowym sufitem. Barwnie ubrane postacie przechadzają się wokół przystrojonych stołów pełnych wszelakich potraw.
Stoję z boku. W cieniu marmurowych kolumn przypatruję się gościom. Zamierzam zniknąć gdy tylko pojawi się rodzina królewska. Nie muszę długo czekać. Po chwili przed złocone drzwi wychodzi jeden ze sług.
- Jego Królewska Mość Louis Klyvre, Jego Książęca Mość Patrick Klyvre i Jego Wysokość Frederick Klyvre- anonsuje donośnym głosem.
Na sali zapada cisza. Drzwi się otwierają.
Nie mam czasu, aby spojrzeć na honorowych gości, ponieważ dociera do mnie prosty fakt. Louis zabrał ze sobą drugiego w kolejności do tronu syna Fredericka, równego mi hierarchią. Azymus nie będzie gorszy, przedstawi mnie dziś szlachcie, a wraz z nim pojawi się Casper.
Muszę szybko udać się przed białe drzwi. Gdyby ktoś mnie obserwował, zobaczyłby jedynie jak znikam w cieniu kolumn, ale ukrywam swoją obecność bez żadnego powodu. Dobrze wiem, że nikt mnie nie zauważa.
Biegnę ku okrągłemu pomieszczeniu prowadzącemu na salę balową przez białe przejście.
Biel jest barwą marmuru i barwą rodu Marble. Tylko my jesteśmy godni nosić ten kolor, bo nikt nie ma w sobie tyle Światła co my.
Ojciec i brat już na mnie czekają. Potrafię ich wyczuć zanim, ich zobaczę. Żaden z nich nie obrzuca mnie ani jednym spojrzeniem, gdy do nich dołączam.
Azymus ma na sobie odświętne białe szaty i wzbija wzrok w drzwi. Casper patrzy na ojca z wyczekiwaniem. Wpatruje się w jego ostre rysy, orli nos i surowy wzrok. Sam ma na sobie dokładnie taki sam strój jak ja, białą elegancką koszulę i wąskie spodnie. Wszystko to niezwykle pasuje do jego śnieżnych włosów i jasnej cery.
Swojego brata nie widziałam od miesięcy przez jego nieustanne treningi. Gdybyśmy tylko spotkali się w innych okolicznościach rzuciłabym się mu na szyję, ale nie dziś. Muszę powstrzymać swoje idiotyczne odruchy.
Drzwi gwałtownie się otwierają. Ani Azymus, ani Casper nie ukazują zdziwienia, ale ja owszem i na moment zamieram zaskoczona. Nie usłyszałam zapowiedzi służącego. Jestem ciekawa, czy mnie zaanonsował, czy też uznał to za zbyteczne.
Azymus rusza przed siebie powolnym krokiem i wszyscy obecni na sali kłaniają mu się nisko. Na razie jestem w stanie dostrzec jedynie niewyraźne zarysy naszych honorowych gości, jednak widzę, że choć Król Louis jest zobowiązany jedynie do krótkiego uchylenia czoła, klęka wraz z synami. Jestem pod wrażeniem jego pokory. Nie jestem pewna czy byłabym w stanie wykonać taki wyczyn.
Tuż za nim rusza Patrick, a szlachta przed nim chyli czoła. Jedynie mi nie są zobowiązani ukazywać szacunek. Idę w jego cieniu i nie wyczuwam na sobie ani jednego spojrzenia. Znowu.
To nic. Już niedługo mnie zauważą. Muszę być cierpliwa.
Na moment skupiam się na rodzinie królewskiej. Widziałam już wcześniej Króla, ale zawsze obserwowałam go z ukrycia na zamkniętych spotkaniach. Nigdy nie miałam okazji zbliżyć się do niego tak blisko.
Okazuje się że niewiele różni się od mojego ojca. Obydwaj mają te same ostre rysy i kwadratowe podbródki. Z punktu więzów krwi są daleką rodziną. Jednak spojrzenie błękitnych oczu Króla jest łagodniejsze i to właśnie ono nadaje mu dobrotliwy wygląd.
Takie same oczy ma jego dziedzic Patrick. Jego włosy w odcieniu jasnego złota zostały starannie zaczesane do tytułu. Jego twarz ma łagodniejsze rysy, ale może się to wkrótce zmienić. To jest jeszcze twarz młodzieńcza. Czeka ją wiele zmian w ciągu najbliższych lat.
Frederick zajmuje tą samą pozycje co ja i uśmiecha się niepewnie. Jest starszy ode mnie o kilka lat, ale młodszy od brata. Jego oczy są oliwkowo-zielone. Najprawdopodobniej odziedziczył je po matce podobnie jak orzechowy odcień krótkich loków okalających jego twarz.
Mój brat chyli czoło przed Królem, ale ja nie widzę takiej potrzeby. Mimo, że stoję kilka kroków dalej od brata goście starannie omijają mnie spojrzeniem, zupełnie jakby miejsce, w którym stoję było puste. Po co więc się kłaniać, skoro nikt tego nie dostrzeże?
Gdy tylko Azymus zaprasza gości do sąsiedniego pokoju na rozmowę o sprawach państwa znikam w tłumie. Nie zamierzam wysłuchiwać kolejnej nudnej rozmowy bez możliwości zabrania głosu. Ten czas mogę spędzić dużo korzystniej, a oni i tak wciąż nie będą zauważać mojej obecności.
Zatrzymuję się tylko na chwilę tuz przed wyjściem. W chwili gdy po plecach przechodzą mnie ciarki świadczące o tym, że Azymus patrzy.
Teraz gdy wymykam się z przyjęcia raczy na mnie spojrzeć. Prycham z irytacji. Po chwili mknę ku Bibliotece, ignorując fakt, że powinnam była zawrócić.
Na terenie Kwatery znajdują się trzy Biblioteki. Pierwsza jest do prywatnego użytku Najjaśniejszego i jej zawartości decydował właśnie on. Z drugiej mógł skorzystać każdy, jednak głównie służyła Myślicielom o najmniejszym stopniu nazywanym Szarymi. Panuje tam tłok, ale książek nie brakuje prawie nigdy. Trzecia służy wyłącznie Białym, czyli wojownikom o największych umiejętnościach. Tylko dziesięciu Myślicieli nosi ten tytuł. To właśnie do niej zmierzam.
Jeden z setek zakazów zabrania mi opuszczania Zamkniętej Części. Nigdy go nie przestrzegałam. To po prostu było zbyt łatwe. Złocone drzwi dzielące Zamkniętą Część z resztą Kwatery nigdy nie są zamykane.
Gdy już je przekraczam wystarczy przebiec długi korytarz, aby znaleźć się w Bibliotece.
W monstrualnym pomieszczeniu wśród szklanych regałów panuje całkowita cisza. Po prostu siadam na jednej z drewnianych ław. To chyba jedyne miejsce w Kwaterze gdzie marmurowe ściany zostały całkowite zakryte przez lustra. Zamykam oczy i wdycham zapach przestarzałego papieru. Jeszcze nie planuje niczego konkretnego, być może za kilka minut otworzę oczy, wstanę i poszukam ciekawej książki, być może…
Nagle słyszę kroki zakłócające wiecznie panującą tu ciszę. Błyskawicznie się odwracam. Patrick. Stoi wśród regałów i patrzy na mnie. Zauważa mnie i ten fakt wywołuje na mojej twarzy szeroki uśmiech.
- Co tu robisz? - pytam.
Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.
- Nie widzisz? Stoję i patrzę.- oznajmia wesoło.
Wybucham śmiechem.
- Możesz usiąść, jeśli chcesz – proponuję.
- Z przyjemnością.
Siada obok mnie, na tej samej ławie i wpatruje się przed siebie. Ciekawi mnie tak wiele spraw i mam tak wiele pytań, że nie jestem w stanie wytrzymać zbyt długo w ciszy.
- Nie poszedłeś z nimi?
Odwraca twarz w moim kierunku i znów czuję na sobie jego spojrzenie.
- Ciekawiło mnie czemu ty nie idziesz z nimi, więc postanowiłem odpuścić jedną nudną rozmowę. Poszedłem za tobą. - odparł lekko.
Czuję jak krew napływa mi do policzków. Nie tylko mnie dostrzegł, ale i się mną zainteresował.
- Nie chciałam iść z nimi, ale ja nie byłam im potrzebna. Twój ojciec nie będzie zły, że opuściłeś te rozmowę? Azymus byłby wściekły gdyby Casper zrobił coś takiego.
- Będzie zły, ale co z tego?- wzruszasz ramionami.
Na moment zapada cisza, którą szybko przerywam.
- Jak to jest być dziedzicem tronu?
- Nie życzę nikomu. Brak wolności, wieczne graniczenia i wymagania. Czasami zastanawiam się po co, to twój brat będzie sprawował rządy nie ja- wszystko wypowiada spokojnie, bez żalu czy pretensji, ale nagle spogląda mi prosto w oczy-Ile masz lat?
- Dziewięć, ty dwanaście?
- To irytujące, kiedy ludzie wszystko o tobie wiedzą- zauważa.
Nagle przypomina mi się Jane mówiąca „To ważne, żebyś to co ci opowiedziałam przekazała odpowiednim osobą” {Patrick mnie zauważył, po tylu latach ktoś mnie zauważył. Mam dość milczenia, chce się z nim podzielić sekretem.
- Co myślisz o tej całej wojnie?- pytam nagle.
- Musimy zniszczyć Zaklinaczy, aby przywrócić pokój i równowagę- oznajmia beznamiętnym tonem.
Prycham. Kiedyś słyszałam dokładnie takie same słowa wypowiedziane z ust mojego brata z równym zaangażowaniem.
- Pytałam co myślisz ty, nie twój ojciec.
- Nie wiem co myśleć. Słyszałem o tym co ta wojna zrobiła z Miastem. Powinna się już skończyć dawno temu- mówi cicho
- Wiesz jak wygląda to u nich? U Zaklinaczy?
Spogląda na mnie zaskoczony.
- Przecież to wiedza zakazana.
Odsuwam się dalej, zakłopotana zniża spojrzenie.
- Mogę ci opowiedzieć jeśli chcesz, to będzie nasza tajemnica- mówię cicho, niepewna czy nie spotkam się z naganą.
- Chętnie posłucham.
Zaskakuje mnie. W jego głosie nie słyszę ani odrobiny niepewności.
Opowiadam mu wszystko co wiem. (…)
Kiedy kończę jego oczy są szeroko otwarte.
- To brzmi tak niesamowicie. Wydają się być doskonali, ale czy jesteś tego pewna? – w jego głosie słychać głębokie zdziwienie. Nie taki obraz Zaklinaczy nam wpajano.
- Ufam osobie, od której to wiem. Powierzyłabym jej własne życie.
Patrzy przed siebie.
- To musi pozostać między nami. Poczekamy z tym do odpowiedniej chwili i zrobimy coś z tym. Obiecuję, Liv- mówi nagle. ‘
Kręcę przeczącą głową.
- Nie Liv, Skyle.
- Nie nazywasz się Liv?- dziwi się.
Uśmiecham się szerzej.
- Gdybym tylko miała wybór nazwałabym się Skyle. Gdybym urodziła się w innym miejscu.
- Twierdzy?- proponujesz.
- Być może…- na moment spoglądam na sufit.
- Chodźmy już. Będą wściekli.
- Twój będzie wściekły. Mój nawet nie zauważy mojej nieobecności jak zawsze- zauważam cicho.
- Przeszkadza ci to?- ciekawi się.
Nagle ogarnia mnie niewyjaśniona potrzeba wybuchnięcia śmiechem. Niestety nie jestem w stanie jej powstrzymać, więc po chwili po Bibliotece roznosi się głośni chichot.
- W tej chwili?... Nie – odpowiadam szczerze.
*#
+@#$***
Nie jestem przyzwyczajona, by iść z kiś tak blisko jak teraz, ściskając czyjąś dłoń. To dziwne uczucie czuć na sobie ciepłe spojrzenie, kogoś prócz Jane. To niezwykłe dla mnie być zauważaną tak jak teraz.
Razem wchodzimy do sali obrad, to daje mi możliwość zauważenia ich reakcji. Król patrzy na Patricka ostrym wzrok, w którym głęboko skrywa się złość. Azymus jest niewzruszony jak zawsze, na moment zerka w moim kierunku i właśnie w tym momencie zauważam na jego twarzy błysk zdziwienia. Jednak dzieje się to tak szybko, że po chwili, gdy znów ze stoickim spokojem wpatruje się w twarz Króla, nie jestem pewna czy rzeczywiście ujrzałam na jego twarzy jakiekolwiek emocje. Wzrok Caspera nie spoczywa ani na mnie, ani na Patricku tylko na naszych związanych dłoniach. Pod naciskiem tego spojrzenia natychmiast rozluźniam uścisk i puszczam jego rękę. Natomiast Frederick jeśli w ogóle spostrzegł nasze wejście, nie daje tego po sobie poznać. Ma spuszczone spojrzenie przez co wydaje się być onieśmielony. Ciekawe.
- Wybaczcie spóźnienie, Najjaśniejszy, ojcze- oznajmia Patrick beznamiętnym tonem. Razem wykonujemy oficjalny ukłon, kiedy ja udaje się na swoje miejsce on jest zatrzymywany przez swojego ojca prostym ruchem dłoni.
- Czy zdajesz sobie sprawę jak wiele przegapiłeś opuszczając dzisiejsze spotkanie? Czy nie zbyt lekko traktujesz swoje obowiązki? Niedługo zajmiesz moje miejsce, a ty wolisz biegać po zamku niż uczestniczyć w spotkaniu, które będzie częścią twojej przyszłości- oznajmił Król, a napięcie w jego głosie wywołuje dreszcz na moim karku.
Stoicki spokój Patricka w danej sytuacji wzbudza we mnie podziw.
- Czy ty ojcze zdajesz sobie sprawę jak wiele tych spotkań już przebyłem? Nie widzę sensu w patrzeniu jak kolejny raz zgadzasz się na wszystkie propozycje Najjaśniejszego. Tak musiało być i dziś, zapewne uznał, że skoro spłodził córkę to może przydałoby się połączyć nasze rody, ze mną czy z Frederickiem?- urywa na chwilę wpatrując się w twarz ojca – Pozostawił ci te wybór, wiedząc z góry, że wybierzesz mnie. Cóż za zaszczyt oznajmić całemu Miastu, że Dziedzic jest pod całkowitą władzą córki Najjaśniejszego- i znów chwila cisza podczas, której mierzyły się ich spojrzenia- Ty się z tym nie zgadzasz, ale nie możesz mu sprzeciwić. Nie potrzebuje wielkiego doświadczenia, aby się zgadzać ojcze. To całkiem łatwe.
W pierwszej chwili dotarł do mnie tylko sens jego słów. Moje małżeństwo z nim? Czemu nas nie zapytali? Czemu chcieli je zaangażować bez naszej zgody? Mój umysł powoli przyswaja te informacje, a na moje pytania błyskawicznie znajduje odpowiedź.
Dla nich nic nie znaczymy. Nie tylko ja, Pat też. Różnica między nami polega na tym, że on się liczy jako Dziedzic, a ja w ogóle.
Po szoku czuję jak mój podziw do Patricka wzrasta. Jego stanowczość i spokój, kiedy sprzeciwiał się ojcu wprawiła wszystkich w oszołomienie. Rozegrał to idealnie nie dając się ponieść emocjom, wszyscy mieli pewność, że oznajmia fakty, a nie niestworzone zarzuty. Przykuwa spojrzenia wszystkich. Frederick rozwiera usta gapiąc się na niego w oszołomieniu, Casper wydaje się być zainteresowany, Azymus po prostu na niego patrzy przenikając go surowym spojrzeniem, a na twarzy Louisa widać równocześnie speszenie, wzburzenie i szok.
- Usiądź – z ust Króla wydobywa się krótki rozkaz, a Patrick posłusznie spełnia polecenie.
Dopiero gdy zajmuje swoje miejsce, zdaję sobie sprawę jak blisko jestem Caspera. Nie dzieli nas nawet metr, a mimo to nie mogę z nim porozmawiać. Zaraz zakończy się spotkanie, a wtedy wróci do swoich treningów, Miną kolejne miesiące, bez możliwości rozmowy ze starszym bratem. Gdybym tylko miała odwagę jak Patrick, gdybym tylko potrafiła odezwać się po latach bycia niedostrzeganą. Mam szansę dopóki nie usłyszę dwóch słów…
- Omówiliśmy już wszystkie sprawy. Zamykam spotkanie- oznajmia Azymus nagle.
Zamykam spotkanie- te dwa słowa grzmią mi w uszach. Cała nadzieja nagle zmienia się w żal i rozczarowanie. Koniec spotkania. Koniec szansy.
Wystarczy chwila, aby cała sala opustoszało. Patrick znikł i znowu jestem nikim.

1329 wyświetleń
27 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!