Szaleństwo bardzo wąską ma granicę z geniuszem, a to dla tego, że z jednego w drugie się wpada bardzo łątwo. "Upust swoim agresjom" potraktujmy jak demony szaleństwa, jak upust swojego szaleństwa, nawet jeśli to jest zastyganie w miejscu, na jakiś czas i udawanie rzeźby. Niech to będzie powtarzanie w kółko jakiegoś słowa, albo cokolwiek. Choc można ciągle wierzyć w wyimaginowanych przyjaciół, albo wrogów, to jednak, da się żyć normalnie, z atakami bojaźni, czy chęci zabawy na szczycie wierzowca z owym nie istniejącym przyjacielem. Nie jest to jednak, ciągły strach, czy próba zamieszkania na dachu wierzowca, czyli można podpiąć to pod "upust" Pozdrawiam
Kochane moje (Paulino i Ago) ;> ja wiem, że być może oczekuje się tu od autorów myśli pełnego uniwersalizmu, ale same przyznajcie, że tysiące tu myśli skupionych jest na własnych odczuciach - żalach i radościach. I ja... poszłam tą drogą - uległam zachłyśnięciu się odczuciami co do mojej fascynacji ;) (czytam obecnie książkę o grupowym mordzie) - pewnie dlatego ;) Ale dziękuję, że ... czytacie moje myśli i się nad nimi zastanawiacie. Debatujecie. Wyrażacie opinię ... to znaczy, że nie jest to tylko "plus". Cenię Was za to ;)
Ago, Paulino a kto powiedział, że piszę o ogólnym szaleństwie? Ja skupiłam się akurat na agresji - (przypadki z życia wzięte) ;) To moja Fascynacja seryjnymi mordercami. U nich szaleństwo to momenty związane z czystą agresją, okrucieństwem, torturami. To spełnianie swoich pragnień, swoich wizji, swoich zboczeń w krótkich okresach szaleństwa. Popularni seryjni mordercy mieli rodziny, spokojne życie, ład i porządek, pracę dającą dostatnie życie, znajomych. Zaraz potem budziło się w nich zwierzę rządne krwi i zaspokojenia swoich morderczych wizji w celu osiągnięcia choćby satysfakcji seksualnej. To miałam na myśli ;)