Wieczór bywa chwilą na refleksje, na ocenę dnia, miesiąca, życia... Imię, to tylko zlepek nadziei rodziców, ich uprzedzeń i gustów, średnia osób znanych im o tym samym imieniu. Prawdziwe imię jest głębiej, w nas samych. Dobranoc Artur
Sylwester, przypuszczam, że znasz choć jedną, mądrą osobę, która nie ufa nikomu, urodziła się też sama, bo matce również ufać nie można?
zgadzam się rysy na własnym ideale, są jak bruzda na twarzy, w której przeglądamy się wcale z czasem efekt samej ekspozycji jest tak silny iż nie chcemy z nim walczyć, ani tracić w nim rachuny gasimy światło w łazieńce z bamboszami na nogach i szlafrokiem pełnym naszych upodobań
a jednak wieczorem coś w nas wyróżnia człowieka, spośród czystej skóry myśli i wad
miło mi było zagościć u Ciebie wolałbym znać imię, by nie odnosić się do kreacji; ino ludzi spoglądających na świat z własnym imieniem którego każden jest wart
Myślę, że sama ranga specjalisty rodzi ogromne oczekiwania. Być może uginają się pod tym ciężarem, próbują pogłębić przepaść między sobą, a nami, bo ten dystans daje im namiastkę swobody, mały margines dopuszczający błąd, którego nikt się nie ośmieli krytykować... Łatwiej jest "naprawiać" bylejakość, niż skleić malutką rysę na ideale. Kłopot w tym, że my - niespecjaliści sami upatrujemy w nich tej "boskości", nie starcza nam, że ktoś pomoże, naprawi... to musi być udokumentowane, opisane tytułami i opieczętowane... a to zwykle nie działa... Pomijam manię wielkości, teatr, albo nawet pokazy iluzjonistów.
a jednak specjalistów jest smykałką pokazać w nas chaos, zamęt i bylejakość może tym sposobem wyszukanym chwalą niepojęty świat pełen ludzkich barw i kwiatów, z których żadna myśl nie mogła by tak po prostu spaść