Czasami mi się wydaje, że on nigdy nie istniał. A potem szukam czegoś na skrzynce pocztowej i trafiam na te wszystkie maile. I myślę: nie jestem wariatką. On był. I wtedy tracę grunt pod nogami. Szukam więcej słów. Więcej obrazów. Więcej dźwięków. Karmię się tym wszystkim i rozpadam. Chciałabym, by wrócił. Wiesz? Tak bardzo mi go brakuje.
Może warto "spalić" te wszystkie wiadomości i dać duszy w końcu odetchnąć. Wszak lepszą duszą jest ta rozmarzona w snach, niż ta przykuta łańcuchem wspomnień do muru smutku.