" Wiem jak bardzo naród niemiecki kocha swojego Fuhrera : dlatego pragnąłbym wypić za jego zdrowie " Przyjęcie Ribbentropa na Kremlu i toast Stalina, który przeszedł do historii, otworzył światu oczy i wyraził pełną akceptację dla idei równości i wspólnoty. Każdy musiał przyjąć zaproszenie, nikt nie mógł go odrzucić. Wyższe i niższe rasy, podludzie i nadludzie, burżuazja i lud pracujący, reakcjoniści i bandyci - każdy mógł czuć się zaszczycony. Przyjęcie inne niż wszystkie. Mnóstwo pomieszczeń. Jedne bogato udekorowane swastykami, przynoszącymi szczęście. Drugie sierpem i młotem, obok gwiazdy spełniającej życzenia budowniczych. Były też takie, w których białe ściany przeplatały się z czerwonymi plamami - musiały być gładzone ręką wybitnego malarza. Były też wysokie, wielkie sale na specjalne okazje - ile osób w nich się bawiło, świadczyć może tylko dym z komina, a to w jaki sposób podgrzewano atmosferę, najlepiej opowie wodzirej. Były też pomieszczenia bez ścian, w których trzeba było przemierzać tysiące kilometrów, by stwierdzić, że jedyna droga prowadzi do Boga - więc czas się zatrzymać i wyzionąć ducha. Mimo tego, co miało napędzać ideę, każdy miał wyznaczone miejsce już wcześniej. Równość i wspólnota była różna dla różnych grup i wspólnot. Jedni pracowali do śmierci, inni upijali się do niej, gdy sumienie ożywało w mogiłach ofiar. Byli tacy, którzy użyźniali glebę, i ciała, które do tego służyły. Inni ulatywali, pozostawiając po sobie dymek, a drudzy dokładali do pieca, by ogrzać zlodowaciałe serca. Działacze partyjni zwiedzali świat, a chłopi wychodzili na ulicę za kawałkiem chleba. Ludzie byli pałowani, jak za starych dobrych czasów, podczas zrywów i powstań.
Otworzono w ich kierunku ogień - wolność ginęła od strzałów, na wiwat idei równości i wspólnoty!
Przypomniały mi się słowa "Nie ma złych idei są tylko źle rozumiane" . Co do samego tekstu zgadzam się Mirkiem, ale w tym temacie ciężko jest już błysnąć jakimś nieoczekiwanym stwierdzeniem czy też wnioskiem, zwyczajnie już chyba wszystko powiedziano.