Menu
Gildia Pióra na Patronite

20.05.2017r.

fyrfle

fyrfle

Wstajemy o piątej rano. Przygotowujemy kanapki na drogę, kawę i herbatę. Potem jemy śniadanie i jeszcze mamy czas na wypicie kawy. dziesięć po szóstej bierzemy walizki, zamykamy dom i idziemy spokojnie na stację PKP, skąd dojeżdżamy do Bielska Białej i przesiadamy do słynnego EIP, czyli Ekspres Intercity Premium - zwanego potocznie Pendolino.

Za 6 godzin będziemy w Gdyni bez konieczności tłuczenia się samochodem. Już raz tak żeśmy jechali i Pendolino, to naprawdę wspaniały wynalazek, bo w miarę wygodne miejsca i klimatyzacja oraz wyciszenie, powodują, że podróżuje się bardzo komfortowo. Jechaliśmy zagłębiając się w lekturę tygodników i czasem podziwiając polskie krajobrazy za oknem pociągu. Aha! Pendolino ma to do siebie, że objęty jest całkowitą rezerwacją miejsc i nie ma tej obawy, że ktoś siądzie na naszym miejscu i trzeba będzie się wykłócać, a obsługa pociągu umyje ręce - jak to jest w zwykłych pociągach Intercity.

Szczególnie piękne są krajobrazy Mazowsza z kwitnącymi polami rzepaków i zielonymi szachownicami wszelkich innych zbóż, dolinami rzek i rzeczek porosłymi olchami oraz łąkami przy nich , które falują jak wody jezior kwitnącymi trawami, jaskrami, rumiankami i wszelkim innym kolorowym kwieciem.

Jesteśmy w Gdyni punktualnie i zaraz przesiadamy się do autobusu miejskiego, a po następnych 40 minutach jesteśmy w Rewie i mamy kilka kroków do naszej kwatery z przystanku. Witamy się z gospodarzami, chwilę rozmawiamy, po czym oczywiście parzymy sobie kawę i delektujemy się nią przed domem na wietrznym nadmorskim słońcu i bezchmurnym niebie, który to stan pogody będzie nam towarzyszył do ostatniej minuty naszego pobytu i którą to pogodę przywieziemy ze sobą z powrotem w Beskidy.

Kiedy skończyliśmy pić kawę, to założyliśmy na nosy okulary przeciwsłoneczne, a na plecy polary i jak to my wyruszyliśmy w drogę. Temperatura około 19 stopni Celsjusza, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że w większości będziemy szli wzdłuż brzegu morskiego, a Bałtyk jeszcze nie przekroczył 10 stopni Celsjusza - tak więc silny wiatr zawsze wiejący od morza da nam się we znaki. I tak też było, zaraz po minięciu osłon z domów dopadła nas zimna bryza. Pierwszą rzeczą na którą zwróciliśmy uwagę, to tłuste jaskółki, bardzo licznie fruwające nad naszymi głowami. W Beskidach jest ich niewiele, a za to tutaj rzadkością są kosy, których u nas jest tyle, że druga nazwa regionu powinna brzmieć - Kraina Kosa. Poza tym wszystko jest na miejscu. Te same kutry rybackie, stoją na kotwicy mniej więcej w tym samym miejscu co rok temu, te same - pozamykane jeszcze - budki z mydłem i powidłem, które czekają na czerwiec, a może nawet na jego połowę, gdy będą tutaj tłumy. I właśnie to nas tutaj w maju przyciąga. Jest pogoda, a jest niewielu turystów, a więc jest bardzo cicho i spokojnie. Można spacerować plażą, nad wodą, deptakami, chodnikami bez konieczności patrzenia pod nogi, aby nie nadepnąć komuś na rękę. Patrzymy w kierunku cypla, a tam bardzo kolorowo od latawców kitesurferów. Jest sobota, a więc jest ich wielu. Jutro w niedzielę będzie tak samo kolorowo w tym miejscu. Dzisiaj w ogóle jest trochę ludzi, bo jest ciepły popiątek i Gdynianie licznie przyjechali tutaj odpocząć.

Decydujemy się pójść chodnikiem do końca wsi i jeszcze dalej. Mijamy sklep, smażalnie ryb, a kawałek dalej przedszkole i zaraz przy nim kościół pod wezwaniem świętego Rocha i znowu kolejne domy ,pensjonaty, rezydencje - jak głoszą reklamy, restauracje, aż w końcu wychodzimy poza obręb wsi i idziemy chodnikiem wzdłuż rezerwatu "Łąki Mechelińskie". Same łąki są za obwałowaniem, które porosłe jest różnymi krzewami, w tym pięknie na żółto teraz kwitnącym żarnowcem. Po drugiej stronie też mamy łąki, ale ogrodzone siatką, których dodatkowo strzegą dwa ogromne i bardzo włochate psy. Nie ma małego rudego kundelka, którego nazywaliśmy rok temu "szef", bo te dwa duże leniwie siedziały w trawie, a mały warował przy siatce i dzielnie ujadał na wszystko co się ruszało.

Dochodzimy do wsi Mosty i spokojnie powoli wracamy do Rewy. Dzisiaj mija nas wielu rowerzystów i popiątkowych biegaczy, którzy tutaj przyjechali z Trójmiasta. Mija nas też pewien ciemnoskóry obywatel globu, na którego jeszcze dzisiaj nie zwracam specjalnej uwagi. Dochodzimy z powrotem do kościoła, przedszkola i do sklepu. Wchodzimy do sklepu aby kupić warzywa i owoce. Cena pomidorów 12.50 PLN jest mrożąca krew w żyłach. Rybę z kutra sprzedają tutaj po 8 złotych za kilogram, a potem w barach jest już sprzedawana po 80 złotych za kilogram po usmażeniu oczywiście. Po zakupach idziemy chodnikiem wzdłuż morza i plaży na Cypel Rewski, gdzie swoją kolorowością zachęcają kitesurferzy, aby przyjrzeć się z bliska ich kunsztowi. Zwieńczeniem chodnika jest Aleja Ludzi Zasłużonych Morzu, gdzie wmurowane są tablice ludzi, którzy szczególnie przyczynili się do rozsławienia polskiej marynarki handlowej i wojennej, takich jak na przykład Eugeniusz Kwiatkowski - budowniczy Gdyni , Mamert Stankiewicz - pierwszy dowódca żaglowca ORP Lwów na , którym szkoliły się pierwsze kadry dla polskiej marynarki po pierwszej wojnie światowej, aż po Karola Borchardta, którego szkolił kapitan Stankiewicz i który potem tak przecudnie opisał w swoich opowiadaniach dzieje morskie od pierwszej wojny po lata PRL. Aleję kończy kilkunastometrowy krzyż, który tworzą połączone ze sobą wielkie kotwice.

Przed krzyżem schodzimy na plażę i idziemy nad morze. Teraz idziemy do końca Cypla Rewskiego czyli szczególnej plaży z dwóch stron oblewanej Zatoką Pucką, która jest Mekką kitesurferów, bo wzdłuż jednego i drugiego boku ślizga się ich całe mnóstwo. Zawsze zastanawiam się jak oni to robią, że się mijają i linki im się w powietrzu nie poplątają. Leniwie dochodzimy prawie do końca cypla i równie leniwie wracamy, łapczywie wpatrując się w dokonania kitesurferów, którzy ślizgają się, skaczą, fruwają, robią piruety na tle przepięknie zachodzącego słońca. Te zachody słońca będziemy mogli oglądać codziennie i każdy z nich będzie innym doznanie innego piękna. Wychodzimy ponownie z plaży cypla i kierujemy się do domu. Idziemy tym razem obok trzygwiazdkowego hotelu Skipper, który rok temu o tej porze był w budowie, a dzisiaj już przyjmuje gości i mało tego - jak żeśmy potem sprawdzili, to wszystkie pokoje są zarezerwowane. Hotel jest bardzo piękny i z wygodami, plus nad samym morzem.

Powoli wracamy do siebie. Robimy sobie kolację i jeszcze trochę czytamy tygodniki. Jesteśmy sami, jeszcze nie ma żadnych innych gości, a ulica za oknem jest cicha. Tutaj nie ma klubów nocnych czy dyskotek, a w dodatku jest dopiero maj, więc nie chodzą jeszcze grupy pijanych i rozkrzyczanych młodych ludzi jak to z reguły jest w typowych nadmorskich kurortach. Pięknie jest.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!