Cierpliwie, dzień po dniu...
Puste, sobotnie popołudnie.
Placebo - "Special needs".
Czas płynie tak wolno.
Czuję, że zaraz eksploduję z tęsknoty.
Dlaczego nie możesz przyjechać następnym pociągiem i po prostu ponudzić się ze mną?
Dlaczego nie możesz przyjść akurat w momencie, w którym nadziewana papryka gotowa będzie do spożycia, zjeść ze mną i, jak zawsze, powiedzieć, że pysznie gotuję?
Dlaczego nie możesz dłubać ze mną słonecznika w ciszy?
Dlaczego nie możesz wyciągnąć mnie do lasu na spacer, i zostać na noc?
Północ minęła już dawno. Cały dom pogrążony w nocnej ciszy. Ze snu wyrywa mnie dotyk Twoich warg, którymi niedbale obsypujesz wybrane miejsca mojego ciała. Niechętnie podnoszę powieki. Ciemność. Przyciągasz mnie do siebie i ogarniasz ramionami. "Kocham Cię" - szepczesz kilkakrotnie. Znowu zapadamy się w nicość naszych melodyjnych snów.
Delikatny szept w słuchawce.
I trzy tysiące kilometrów, które dzielą nasze ciała, znika.
Jesteś w każdym zakamarku mnie.
Od uśmiechu bolą wargi.
A czas jakby stanął w miejscu.
I stał.
W bezruchu.
Leniwe sobotnie popołudnie.
Tak bardzo puste.
Listy na wyczerpanym papierze...