Menu
Gildia Pióra na Patronite

30.08.2016r.

Przedostatni dzień sierpnia. Jego poranek jest bardzo mglisty, ale rześki. Trzeba po prostu umieć się wybudzić. W tym celu warto, a nawet trzeba nastawić budzik ze czterdzieści pięćdziesiąt minut przed planowanym wstaniem z łóżka i przez ten czas wstawać "leżąc". Każdy kto jest małżonkiem małżonką powinien tak robić codziennie, a w sobotę niedzielę i święta, to ten czas wydłużyć do dwóch trzech godzin. Wtedy życie jest po prostu szczęściem już od rana, a nawet świtu, i zasypia tego samego dnia, w którym się budzi, bo życie jest pięknym życiem i nie potrzebuje zbyt wiele snu. Noc lepiej przeznaczyć na rozkosz życia. Przy takim życiu to jest oczywiste.

Tymczasem tuż za oknem sypialni, w której szczęśliwi wstają leżąc, tam na warzywniku w zachodniej części ogrodu, tam nadal rodzą się i wzrastają w pysznośći smaki. Tak więc tuż przy zachodniej ścianie - ciepłej zachodniej ścianie wciąż grzeją się i do okien klatki schodowej zaglądają najprawdziwsze pomidory malinowe - te takie wielkie o nierównej powierzchni. Tak sobie myślę - są inne malinówki, ale to profanacja, coś jak halloween zamiast zaduszek i święta zmarłych. Innymi słowy szczerbatą dynią znicza i zadumy nie zastąpisz. To też tak jak ktoś zamiast troski miłość rozumie przez tatuaż, w efekcie czego po dwóch latach wygląda jak klasyczny diabeł z malowideł średniowiecznych. No więc te malinówki rosną dumne i piękne oraz przede wszystkim smaczne, ale wymagają od swojego hodowcy miłości czyli zaangażowania, bo trzeba im oderwać dolne liście zaatakowane przez zarazę, trzeba im dostarczyć codziennie wody w okresie gorących słonecznych dni i trzeba im dostarczyć w odpowiednim czasie pokarmu - nawozu. Jeszcze trzeba kochać to co się robi, a wtedy rośliny odpowiadają pięknem barw i jedynością smaków, których już nawet na targowych straganach nie uświadczysz czytelniku i koneserze smaków. Jeszcze bliżej ściany, a tuż za mocno zdrewniałymi już łodygami malinówek dorastają w silne szczypiory liście cebuli siedmiolatki - będą uwieńczeniem smaku jesiennych jajecznic i innych prostych dań bez których życie pokolenia lat sześćdziesiątych nie miało by takiego smaku jak ma ,dzięki temu, że nie zepsuły nas takie indywidua jak pani Lewandowska czy niejaka Jusis. Jedzenie bez mięsa - jakie to smutne, jakie to bezsensowne, jakie to wreszcie niemądre. Tam gdzie od południa rośnie ostatnia malinówka jest kącik ziołowy i rosną sobie tam dumna i bujna maga, rozczochrana bardzo melisa oraz kępy jeżastego szczypioru. Oczywiście szczypior ma codzienne wzięcie. Melisę ścinam chętnym - ja wolę miętę rosnącą w innej części podmurza zachodniego. Maga tez wędruje do pewnej jej szczególnej miłośniczki, a nam czasem jest przyprawą zup. Przed krzakami pomidorów żółcą się jeszcze mnóstwem kwiatów ogórki, mimo, że ich liście już w niewielkiej części są zielone. Jednak jeszcze rodzą kwiaty , a z nich rodzą się już nie tak kształtne ogórki, ale wciąż o prawdziwym smaku domowego ogórka. Pójdę ze cztery, może pięć kroków na zachód, do kolejnej części warzywnika, a tutaj piękne okrągłe i owalne głowy czerwonej rzodkiewki, która tak cudnie podkreśla smak kanapki z chlebana zakwasie i salcesonu z normalnej prawdziwej świni polskiej białej zwisłouchej. Dalej pomiędzy przystrzyżonymi już drugi raz krzewinkami truskawek zieleni się gęstość późno letniego kopru, który jest prawdziwym dobrodziejstwem dla innej polskiej genialności kulinarnej - ziemniaka czyli kartofla zwanego też pieszczotliwie pyrą. Na południe od truskawek i zieleniny kopru rośnie sobie koper, którego baldachy dojrzewają już w ziarna, które za kilkanaście dni zbiorę i w ten sposób będę miał nasiona na przyszły rok i co ważne one są tutejsze, zahartowane, odporne na choroby - znaczy o zdecydowanie większej żywotności od tych kupnych, choćby z najlepszych szkółek. Obok tego kopru jest gęstwina pietruszki, która posialiśmy na natkę. Zasiewy pietruszki na korzeń w tym mokrym roku po prostu nie wzeszły i po kolei nasiona gniły w wodnistej i bardzo zimnej glebie. Za to odbijając z powrotem na północ, to pory i selery są bardzo okazałe i skromność i pokora nakazywana mi przez Matkę Kościół powodują, że nie popadam w samozachwyt, dumę i pyszność. Dlatego wędruję czułym wzrokiem ( pochodzącym z głębi serca i radosnej duszy) na zachód, a tutaj kolejna grządka ogórków - ta później zasiana po zebraniu którejś z cnych roślin jej poprzedniczek - o wybacz mi, którym zapomniał czym byłaś i jakie dobro mi dałaś. No właśnie pamięć. Przypomniałem sobie o uczestnictwie w piątek w uroczystości pogrzebowej. Zastanawiałem się ile chwil po pogrzebie będziemy, będą pamiętali o tej za która modliliśmy się, którą odprowadziliśmy na cmentarz. W pewnym sensie odpowiedź do mnie przyszła na niedzielnej mszy, bo była odprawiana w trzydziestą rocznice śmierci, a więc można pamiętać! Jak zresztą można nie pamiętać?! Przecież ten człowiek był z nami, widzieliśmy go codziennie, dawał komuś szczęście, radość, życia, rozkosz życia, dał kolejne cuda - życia ludzkie, no i jak można nie pamiętać - przynajmniej rodzina, jak może nie pamiętać!!!??? Ta dygresja jest też taką moją odpowiedzią na wulgarny, chamski wpis na jednej ze stron literackich na temat zmarłego. Człowiek to coś wielkiego i wspaniałego, dlatego moim zdaniem nie wolno przejść obok grobu bez szacunku, bez kilku choćby słów modlitwy, bez wzruszenia i zadumy. Warto stojąc nad grobem zapomnieć już o tym co było złe i przykre, aby nie rozsiewać kolejnych ziaren zwątpienia, zawiści i w sumie zła. Warto z pokorą stanąć nad grobami w duchu po wielokroć przebaczenia - trudne, lecz innej drogo do sensu i piękna życia nie ma.
No dobrze, pójdę dalej na zachód, a tutaj jest zagonek czerwonych buraków - pięknych jak liście buka w październikowym słońcu i w towarzystwie innych liści pozostałych drzew liściastych, które przyjmuję złotość kolorów w ten jedyny niepowtarzalny czas - tutaj między ustami Bałtyku, a brzegiem pucharu jakim są Karpaty i Sudety. Odbijam głodnym wzrokiem, pełnym czułek piękna i smaku na południe rabaty warzywnej, a tutaj najnowszy zasiew rzodkiewek intensywnie pnie się do słońca, pnie się do naszych ust, aby się spełnić w naszym podniebienia zachwycie. Za bordością buraczków jest dżungla wytworzona przez intensywne pędy dyni,które wyszły daleko poza warzywnik i tam dopiero porodziły duże pomarańczowe owoce, które słodkością swojego smaku uświetnią nam jesienne krótkie dnie i bardzo długie wieczory. Na końcu warzywnika są trzy zielone gniazda cukinii,które wciąż intensywnie plonują i kwitną tym szczególnym odcieniem żółci ich kwietne kielichy. Upalny koniec wakacji i ciepłe noce sprawiają, że ich dobowe przyrosty są naprawdę imponujące, a więc nic dziwnego, że dziś jutro i pojutrze daniem obiadowym będzie leczo, którego nigdy dość. A ponad tą bujnością górują cudne i coraz większe głowy kwiatów słoneczników. Teraz są obfitością zapachu, smaku i tworzywa dla pszczół, trzmieli i motyli, a wkrótce swoimi oleistymi i specyficznie smacznymi ziarnami staną się radością dla naszych ust i naszych wspólnych chwil odpoczynku we wrześniowym słońcu.Szczególnie radują mnie słońca słoneczników we wrześniu i październiku, bo one wtedy są zwieńczeniem lata i wspomożeniem dla słabnących wtedy promieni słonecznych. Długo pisałem i długo czytaliście, ale wiem - czuję, że warto było, że ucieszyłem, że dałem chwilę zadumy, wzruszenia i ciepła.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!