Menu
Gildia Pióra na Patronite

12.11.2017r.

fyrfle

fyrfle

Jedenasty listopada, a więc dzień świętowania niepodległości, nie był do końca taki jałowy, bo przecież wspólna kawa i rozmowy Polaków długie o krótkim kazaniu i niewielkiej treści jego, i o tym w jakich kierunkach my byśmy poprowadzili wywody - co chcielibyśmy od ważnego księdza usłyszeć. Poteem ja oczywiście napisałem dziennik, a TY komponowałaś genialny obiad. Żałuję, że Ty nie piszesz, bo masz większe ku temu zdolności niż ja i operujesz zdecydowanie mądrzejszymi i treściwszym językiem. Na razie pragnę, modlę się i mam nadzieję przechodzącą w wiarę, że kiedyś wszystko to przejdzie w spełnienie i zaczniesz pisać.

Po południu, które w zasadzie było już ciemnością, pojechaliśmy do powiatu, do jego miejskiego centrum kultury na spektakl warszawskiego teatru Capitol "Dwie połówki pomarańczy". To była znakomita komedia, w obsadzie której wystąpiły takie świetności jak Ewa Złotowska, która podkładała przecież genialnie głos Pszczółki Mai, Jarosław Boberek - dzielnicowy z "Rodziny zastępczej", Olga Borys, Urszula Dębska i Cynthia Kuźniak. Przez dwie godziny bawiliśmy się świetnie i dużo śmialiśmy się.I o to chodzi w komedii. Warto było wydać 70 złotych za bilet. Myślę, że co najmniej raz w miesiącu potrzebne jest człowiekowi wyjście do teatru, a do kina chociaż raz na tydzień, a biorąc jeszcze możliwości jakie dają kabarety, koncerty, filharmonie, biblioteki, księgarnie, to życie człowieka po prcy nie musi być nudne. Ważne jest żeby dwoje chciało na raz, ale jak nie chce, to nie warto pakować się w taki związek.

Tymczasem wiejska część 11 listopada wyglądała zupełnie inaczej. Kiedy wychodziliśmy z kościoła, to trwały harce przed główną uroczystością we wsi i zarazem parafii czyli mszę za Ojczyznę, w koncelebracji biskupa i księży z dekanatu, w asyście pocztów sztandarowych eks górników, a może nawet czynnych górników, koła gospodyń wiejskich czy oddziału związku Podhalan. Jestem przyjezdny, a Ty oświecona, więc nasze oczekiwania od życia są zupełnie inne niż te kolorowe "jarmarki". Zupełnie inaczej widzimy patriotyzm, wspólnotę wiejską i parafialną, więc po prostu nie uczestniczymy w tego rodzaju uroczystościach..., no może..., gdyby przyjechał któryś z biskupów czy zakonników krakowskich i głosił kazanie , to owszem, ale nie arcybiskup Jędraszewski na pewno raczej.

Wieczór był jak co dzień ,poza dniami poza domem, pielęgnowaniem starości, obserwowaniem jej i tego co w niej się dzieje oraz wokół niej i wyciąganiem wniosków dla siebie, a nauki z niej płynie dla nas - ludzi w średnim wieku, bardzo wiele. Oczywiście nie ma co za bardzo snuć planów co do swojej starości, bo nigdy nie wiadomo, co się stanie z nami i jakimi będziemy za rok, a co dopiero za lat kilkanaście. Ale chciałoby się i chce się nie dopuścić do zniedołężnienia choćby fizycznego, a więc tego, aby jak najdłużej nie być zależnym od drugiego człowieka, bo nie wszyscy mają dobre intencje, nie wszyscy rozumieją, a są tacy, którzy starość chcą odrzeć z godności i wszelkiej normalności na jaką ona mimo wszystko zasługuje.

Lubię te niedziele nasze wspólne: ranki, przedpołudnia, południa, popołudnia i wieczory oraz noce. Potrafimy je czynić szczęśliwymi, namiętnymi, kochającymi, pełnymi pasji i twórczości, pełnymi cudnych rozmów, uczestnictwa w pięknie, pełnymi zachwytu sobą. Tak jesteśmy miłością i dobrą wspólnotą.

Są teraz z nami i dają nam piękno. Zasuszone kwity słomianek - całkiem spora ich wiązanka stoi w wazonie na pianinie i jest tą stałą porcją kolorów i pięknych kształtów, którą potrzebujemy w każdej chwili, jak potrzebujemy codziennie wody, pożywienia, pieszczot wzajemnych, pocałunków, tych słów dwóch najwartościowszych - kocham Cię.

Kiedy napisałem te dwa słowa, to wyszło słońce i jego jasność i ciepło wypełniły pokój. Doświetliło i dokoloryzowało kwiaty i liście pewnej szczególnej koniczyny. Słoneczniki na obrazie czeskiego artysty są takie uwodzące, takie złote i zarazem jest w nich coś z uśmiechu listopadowych zwycięzców - ludzi, których miłość trzyma też jesienią i nie dają się pognębić czasowi, przeciwieństwom, a szukają w sobie zawsze żółtych i czerwonych liści klonu, jak owoc granatu kolorów liści dębu i zawsze są pomimo mgieł i ciemnych chmur rabatą wielokolorowych i niesamowicie kształtnych lwich paszczy.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!