Za granicami mojego czasu rośnie lęk szarozielony, iglasty
często tam chodzę i zbieram go do cebra jak deszcz
a potem niknie z oczu las w tym lesie wiszą martwe ptaki do góry nogami jak matczyne łzy ociekają z piór
dalej... dalej nie ma już nic i wszystko jest samotny ból polną ścieżką zmierza do celu