karawaną na grzbiecie gniewnych chmur mkną na oślep niepoukładane myśli w upojnym obłędzie barwiąc emocje spokojny lazur budzi drapieżną czerń obłudy
potężny grom rozrywa pierzaste obłoki dźwiękiem groźnym przecina się spokój powietrza za ciosem cios, i fałszu demoniczny błysk nawet wiatr ze smutku zamknął człowiekowi oczy
dziś niebo zburzone lśni deszczem łez a ziemia płonie trwogą serc złamanych w pół
nie bój się, patrz, czyste jutro wstanie tęczą i pastelami radości oplecie horyzont naszych dłoni
nie bój się, patrz...ty żyjesz między ludźmi aniołami...
Burze mają to do siebie, że zawsze oczyszczają powietrze i ciśnienie wszystkim spada :) Najważniejsze, że po niej zawsze niebo...promieniami słońca i barwami tęczy piknie malowane...
Marzeno Ty już tak nie błyskaj, bo ja na łące wśród mleczy chcę spokojnie sobie poleżeć...
Ja trzaskam tylko w spróchniałe drzewa, żeby takie stare kłody nie zawadzały ludziom ;-D. Spadło komuś niebo, to dobrze,będzie miał krótszą doń drogę :-D
Jaką ja mam słabą pamięć,trzasnęłam chyba nie na tym niebie ? :-D. Piękny wiersz, nieokiełznane emocje często prowadzą na manowce, a tam trudno znaleźć anioła,nie pomoże szatański ogarek ;)